Warszawa zobowiązała się, że od 2010 r. na wysypiska będzie trafiać nie więcej niż 75 proc. odpadów ulegających biodegradacji (w stosunku do 1995 r.). Śmieci powinny być wcześniej segregowane, a te poddające się naturalnemu rozkładowi wywożone do specjalnych kompostowni.

Takie rozwiązanie zostało przyjęte przez Unię Europejską w trosce o środowisko: gnijące odpady organiczne wytwarzają metan, który niszczy warstwę ozonową chroniącą Ziemię przed ultrafioletowym promieniowaniem słonecznym; z kolei wypłukiwane przez deszcze z wysypisk szkodliwe związki chemiczne zatruwają wody gruntowe. Z ustaleń DZIENNIKA wynika jednak, że od lat ilość odpadów biodegradowalnych trafiających na wysypiska się nie zmniejsza i wynosi około 96 proc.

Tego nie segregujemy

Dziennikarz DZIENNIKA postanowił sprawdzić na konkretnym przykładzie, jak wygląda wypełnianie unijnych zobowiązań. Wybrał gminę Siennica znaną z bardzo wysokich wskaźników selektywnej zbiórki odpadów. W Polsce wynosi on średnio 4 proc., w Siennicy ponad 20.

Jadąc z Mińska Mazowieckiego, tuż przed Siennicą, skręcam w lewo w szutrową drogą. Po chwili dojeżdżam do porośniętego trawą ziemnego wału o wysokości kilku metrów. Na "koronie" płot z nowej siatki. To wysypisko śmieci. "Wynajęta przez gminę firma przywozi tu worki z odpadami komunalnymi. Inne odpady, jak tektura czy szkło, są wcześniej segregowane i zabierane do utylizacji" - tłumaczy mi pracownik wysypiska Jan Rybacki. Jest wyraźnie dumny z panującego porządku. Tym bardziej, że nie zawsze tak było. "Jeszcze 7 lat temu ludzie wyrzucali śmiecie na dzikie wysypisko w lesie, jednak udało się je zlikwidować i na terenie starej żwirowni wybudować nowe" - wyjaśnia.

Podchodzę. Smród zaczynam czuć dopiero wówczas, gdy jestem w odległości kilku metrów od worków. Z rozdartych opakowań wysypują się m.in. zepsute jabłka, gnijąca trawa, czy zwiędłe kwiaty. "Odpadów organicznych nie segregujecie" - raczej stwierdzam, niż pytam. "Nie" - słyszę.

Wójt: zrobię, jak mnie zmuszą

W samej Siennicy jest dzień zbierania odpadów, które nie trafiają na wysypisko. Mieszkańcy wystawiają przed domy kolorowe worki: żółty na plastik, zielony na szkło, czerwony na złom, a niebieski na makulaturę i szmaty. W jaki sposób udało się ich przekonać do segregowania śmieci? "Mamy bardzo niskie koszty wywozu śmieci. Tylko 1,5 zł miesięcznie i to niezależnie od ilości odpadów. Resztę dopłaca gmina" - wyjaśnia mi wójt gminy Grzegorz Zieliński.

A co z odpadami biodegradowalnymi? "Nie prowadzimy selekcji odpadów organicznych, bo nie mamy sortowni i kompostowni. Gminy nie stać na budowę, a zlecenie tego firmie spowodowałoby kilkukrotny wzrost opłat za wywóz odpadów. W efekcie ludzie znów zaczęliby wywozić śmieci do lasu" - tłumaczy mi otwarcie Zieliński.

Jednak plan gospodarki odpadami nakłada na gminę obowiązek ograniczania odpadów organicznych. "Dopóki nie zostanę do tego zmuszony, nie zajmę się odpadami zielonymi. Ale jak będzie trzeba, to sobie poradzimy" - deklaruje wójt.

Kto rządzi śmieciami?


Przykład gminy Siennica pokazuje, że Polaków można przekonać do segregacji odpadów. Co trzeba jednak zrobić, aby zmniejszyć ilość odpadów organicznych, które wciąż trafiają na wysypiska? Polska, obok Węgier, jest jedynym krajem w Europie, w którym właścicielem odpadów nie jest gmina, tylko producent, który może z nimi zrobić, co chce. Trzeba oddać władzę nad odpadami gminom, wówczas będzie można od nich wymagać ograniczenia odpadów zielonych - uważa Jerzy Starypan, prezes spółki Beskid z Żywca zajmującej się gospodarką odpadami.

Prezes Krajowej Izby Gospodarki Odpadami Tomasz Uciński dodaje, że powodem niespełniania unjinych norm jest także brak infrastruktury technicznej do obsługi odpadów biodegradowalnych, np. sortowni i kompostowni. W Polsce wywozem śmieci zajmuje się dużo małych firm, których nie stać na zakup urządzeń do selekcji odpadów. I rzeczywiście, z danych Ministerstwa Środowiska wynika, że w 2006 r. na terenie Polski było zaledwie 26 sortowni odpadów zmieszanych i 64 kompostownie dla odpadów ulegających biodegradacji.

Władze nic nie robią

Co z problemem ograniczenia odpadów robią władze, bo to przez ich zaniedbania już niedługo wszyscy będziemy musieli zrzucać się z własnej kieszeni na wysokie uijne grzywny? Parlament nie robi nic, a rząd powołał grupę roboczą, która pracuje nad zmianą systemu gospodarki odpadami. Kończymy prace nad projektem ustawy, który odda władzę nad odpadami gminom - ujawnia członek tego zespołu, wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski.

Nie wiadomo jednak, czy projekt zostanie przyjęty - już dwukrotna próba wprowadzenia podobnych regulacji , w 2002 i 2005 r., została przez Sejm odrzucona. Lobby udało się przekonać posłów do pozostawienia prywatnej własności śmieci.

Drugim instrumentem, który ma poprawić gospodarkę odpadami, jest wykorzystania około miliarda euro na wybudowanie w największych aglomeracjach ośmiu zakładów spalarni śmieci. Spowoduje to redukcję wszystkich odpadów komunalnych o ponad jedną piątą - podkreśla Gawłowski.

Jednak nawet wiceminister środowiska nie widzi szans, aby na czas spełnić unijne normy dotyczące odpadów zielonych. Nie wyrobimy się do roku 2010, ale w roku 2011 już powinniśmy spełniać normy i nie będziemy musieli płacić kar - próbuje mnie przekonać.

Jego nadziei nie podziela prezes ekologicznej fundacji Czyste Środowisko Wojciech Nowak. Kary nas czekają. Są nieuchronne, tym bardziej, że w niedługim czasie musimy spełnić jeszcze ściślejsze kryteria ograniczenia odpadów biodegradowalnych na wysypiskach: w 2013 roku do 50 procent, a w 2020 do 35 procent - mówi.


































Reklama