Rzecznik policji w północnoniemieckim Neustadt powiedział, że strona niemiecka nie może sama podjąć decyzji o poszukiwaniach. Jak tłumaczy, wrak promu spoczywa bowiem nie na niemieckich wodach terytorialnych, lecz poza nimi, w przyległej do nich wyłącznej strefie ekonomicznej.
I dodaje, że ponieważ strefa stanowi część morza otwartego, decyzję o poszukiwaniu polskiego obywatela powinna podjąć strona polska. Owszem, Niemcy mogą podjąć się poszukiwań, jednak tylko wtedy, gdy ich o to poprosimy.
>>>Zobacz, jak zaginął polski nurek
Ale, jak się okazuje, nie dość, że żadna prośba do Niemców nie wpłynęła, to nasi ratownicy też nie zamierzają się podejmować akcji poszukiwawczej. Twierdzą, że najpierw muszą dostać... specjalne zlecenie.
"Akcji nie podejmą ani służby niemieckie, ani polskie ratownictwo, bo nie jest to akcja ratunkowa, chyba że otrzymamy zlecenie np. od rodziny lub prokuratury" - poinformowała centrala Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa w Gdyni.
Informacją o niepodejmowaniu poszukiwań oburzona jest jedna z członkiń klubu, do którego należał zaginiony w sobotę nurek. "Jeżeli te doniesienia się potwierdzą, wtedy zdecydujemy, co dalej" - powiedziała PAP. Niewykluczone, że klub na własną rękę będzie próbował odnaleźć zaginionego kolegę.
Polski nurek - jeden z członków wyprawy klubu ze Stargardu Szczecińskiego - zaginął w sobotę. Prawdopodobnie ignorując zakaz, wpłynął do wnętrza promu. Niestety, próby jego odnalezienia spełzły na niczym.
>>>Przeczytaj wspomnienia marynarza ocalałego z katastrofy "Jana Heweliusza"
W niedzielę po południu klub wydał specjalne oświadczeniu dla mediów w sprawie wypadku. Napisano w nim m.in., że w sobotę "zaplanowane były dwa nurkowania, z których pierwsze przebiegło zgodnie z planem".
Podczas drugiego nurkowania "z nieustalonych do obecnej chwili przyczyn jeden z nurków nie wynurzył się na powierzchnię". Jego partner "po bezskutecznej próbie odnalezienia kolegi wynurzył się na powierzchnię i zaalarmował instruktorów zabezpieczających nurkowanie".