OPTYMIŚCI

Marianna Zjawińska rocznik 1987
”Nie zgadzam się z opiniami, że jesteśmy goniącymi za pieniądzem egoistami, że nie mamy żadnych wartości i autorytetów. To prawda, że naszym rodzicom było łatwiej, bo łatwiej jest wspólnie o coś walczyć, łatwiej być solidarnym w ciężkich czasach niż w tych lepszych. Może i brak nam solidarności i poczucia wspólnoty, ale nie można porównywać naszych czasów z czasem młodości naszych rodziców. Trzeba być ostrożnym w generalizowaniu - nie czuję się upadłym moralnie kapitalistą, który wszystko zrobi, aby się sprzedać. Dla wielu autorytetem są rodzice - widzimy, jak oni dużo zrobili dla nas, jak poświęcali się, abyśmy mogli chodzić na kurs angielskiego czy wymarzone lekcje tańca.

Reklama

Nie wiem, kto pisze, że nie mamy ideałów i najważniejszy jest lans i gadżety. Ja od 16. roku życia pracuję, nie dlatego że muszę, ale dlatego że chcę, wiem, że mogę się czegoś nauczyć i zdobyć doświadczenie. Pracowałam w wielu miejscach, ale nigdy tylko dla pieniędzy - zawsze miałam satysfakcję z tego co robię. A że za odłożone pieniądze kupiłam sobie deskę i iPoda? Co w tym złego? Byłam dumna, że mogłam sama zarobić na moje przyjemności.

Jesteśmy pokoleniem internetu i hipertekstu - ciężko nam się skupić na jednej książce, skoro przyzwyczajeni jesteśmy do bloga, czatu czy facebooka. Szybka zmiana linka i już jesteśmy w innej przestrzeni. Takie skakanie z jednego świata do drugiego sprawia, że szybko się nudzimy, jesteśmy nadaktywni, cały czas musimy coś robić. Nie potrafimy skupić uwagi, wysiedzieć kilku godzin w jednym miejscu, zająć się jedną rzeczą. Skutkuje to również tym, że nie potrafimy skończyć tego, co mieliśmy w planach, zwykle tylko zaczynamy, a za chwilę zabieramy się za nowy projekt.

Prawdą jest, że podchodzimy do życia jako do materii, z której wybieramy to co najlepsze. Hedonizm, konsumpcjonizm - dobre, fajne i lekkie życie - to nasze podejście. Ale impreza w weekend okupiona jest tygodniem ciężkiej pracy i nauki, wyjazd na wakacje - miesiącami. Patrzę na naszych rodziców i wiem, że nic nie przychodzi samo: trzeba się napracować, aby móc sobie pozwolić na przyjemności. Nie widzę nic złego w takim podejściu. Na wszystko w moim życiu staram się sama zapracować.”

Sebastian Otto rocznik 1987

Jesteśmy pokoleniem, które wyrosło na okropnych doświadczeniach naszych poprzedników. Kolumbów z rocznika ’20 i ich dzieci. Pokoleniem wolności, możliwości. My nie musimy z nikim walczyć, a mam wrażenie, że ciągle się od nas tej walki wymaga. Ofiary z krwi i łez. Bo bez tego nie będzie przyszłych pokoleń, bez historii nie ma narodu...

Reklama

Nie! Nie będziemy z nikim walczyć, bo nie musimy. Jako pierwsze pokolenie możemy spokojnie budować i planować naszą przyszłość, a z oceną poczekajmy na nasze dzieci i wnuki. My możemy tylko gdybać, a to oni będą nam dziękować lub złorzeczyć. Nie oceniajmy sami siebie zbyt surowo zanim cokolwiek zaczęliśmy. W końcu jesteśmy jeszcze dziećmi, większość z nas jest na utrzymaniu rodziców, to nie my zasiadamy w Sejmie i urzędach.

Od nas się wymaga i nie pozwala się nam wymagać od innych. Starszy pan krzyczy na przystanku, że młodzież jest chamska. Radzę przejechać się autobusem czy metrem w Warszawie i zwrócić uwagę, kto tak naprawdę nie potrafi się zachować, zagubiony w morzu współczesności. Młodzież nie czyta, nie chodzi do teatru - mówi pani w sklepowej kolejce, po czym sięga po ”Świat Seriali” i sprawdza, co słychać u Rysia z ”Klanu”. Kultura? Ostatnio byłem w teatrze. Prawie sami młodzi ludzie. I nie były to wycieczki szkolne.

Młodzież nie chodzi do kościoła. Owszem, coraz rzadziej. I chodzić nie będzie, póki Kościół nie przestanie traktować ludzi jak stada głupich baranków. Póki nie przestanie wtrącać się w najbardziej prywatne, bardzo wrażliwie sfery ludzkiego życia (in vitro, seksualność) i narzucać wszystkim z góry swojej moralności jako jedynie słusznej. Argumenty, że to kraj katolicki, etc., można włożyć między bajki. Wystarczy przejść się ulicą, posłuchać, popatrzeć. Hipokryzja - oto, co znajdziemy. Watykan tego nie widzi albo udaje, że nie widzi, i stąd cały ten tzw. kryzys wiary. Nie wiary. To kryzys Kościoła, który nie potrafi sobie radzić z człowiekiem współczesnym, na którego nie działają już groźby ekskomuniki i ognia piekielnego.

Zarzuca się naszemu pokoleniu brak zainteresowania polityką. Cóż, ja w swoim towarzystwie często prowadzę gorące dyskusje o polityce, religii i historii. Są to jednak ludzie, których znam od dłuższego czasu. Moim zdaniem z kimś, kogo poznało się niedawno, o polityce dyskutować wręcz nie wypada. Wystarczy jednak zajrzeć na różnego rodzaju fora polityczne i dyskusje, jakie są tam prowadzone. Owszem, często zamieniają się one w zwykłą pyskówkę rodem z ulicy Wiejskiej, ale można znaleźć tam również sensowną i rzeczową debatę. A uczestniczą w niej zwykle ludzie młodzi lub bardzo młodzi o wszelkich możliwych poglądach.

I z pewnością nie stracimy tożsamości. Nasze pokolenie pełne jest wartościowych ludzi, którzy nie dadzą zginąć temu krajowi. I nie tylko poprzez patriotyzm polegający na wiecznym wspominaniu bohaterów i ofiar, ale poprzez patriotyzm mający miejsce tu i teraz. Poprzez walkę z korupcją, obojętnością i absurdami życia publicznego. To my mamy szansę być cichymi bohaterami naszych czasów i musimy tę szansę wykorzystać. Przecież nawet debata, w której bierzemy teraz udział, pokazuje, że jesteśmy świadomi tego, kim jesteśmy, świadomi zagrożeń współczesności, czasu, w jakim przyszło nam żyć, szans, jakie nam dano, i drzwi, które możemy otworzyć. Musimy tylko odszukać odpowiedni klucz. Będzie dobrze.

EGOIŚCI

Arkadiusz Łepecki rocznik 1988
W rozpoczętej niedawno debacie DZIENNIKA my, pokolenie ’89, przedstawieni zostaliśmy najpierw jako cudowna generacja optymistów skazana na sukces. Chwilę później nasza rówieśniczka opisuje nas w samych czarnych barwach. List Marty Megger stanowi niejako zbiorczy akt oskarżenia wobec pokolenia ’89.

By oszczędzić zatem pracy Wysokiemu Sądowi… oskarżony od razu przyzna się do winy. Cóż, nie jesteśmy w sumie tak wspaniali, jak wydawało się na początku. Tak, jesteśmy tymi okropnymi egoistami! Ale innego pokolenia nie będzie. A ten nasz egoizm w gruncie rzeczy nie jest taki zły.

Zarzuca nam się straszne zbrodnie - bezczelność, arogancję, pracoholizm, egoizm, hedonizm, itd. Głos Marty jako naszej rówieśniczki może brzmieć szczególnie mocno, ale podobne oskarżenia słychać przecież często - zarówno ze strony dziadków, rodziców, jak i naszych tylko nieco starszych kolegów. Będąc dla nich wszystkich pokoleniem zepsutych do szpiku kości materialistów, jesteśmy jednocześnie dla socjologów (i dla tych samych dziadków, gdy mówią akurat o ”swoich ukochanych wnukach”) cudownymi dziećmi czasu przełomu. Czy to możliwe, żeby im wszystkim chodziło o to samo pokolenie?

Obydwie wizje mówią coś o naszym pokoleniu, ale żadna z nich nie pokazuje wszystkiego. Socjologowie opisują nas według obiektywnych kryteriów, doceniają naszą ”przydatność” dla społeczeństwa, porównują zmiany. Krytycy z kolei patrzą na nas przede wszystkim przez pryzmat swoich systemów wartości, które pewne postawy klasyfikują jednoznacznie negatywnie. Zgoda - na pewno mamy ”wady”, których poprzednie pokolenia nie miały. Ale przynajmniej część z nich w dzisiejszych czasach jest tak naprawdę… zaletami. To m.in. dzięki nim budujemy potencjał polskiej gospodarki. To my będziemy już niedługo płacić podatki i utrzymywać system emerytalny. Jesteśmy bowiem egoistami nastawionymi na sukces - i ten nasz sukces staje się jednocześnie sukcesem społeczeństwa.

Nie poważamy nikogo i niczego i sami bierzemy odpowiedzialność za życie, dostosowując rzeczywistość do własnych potrzeb. Bywamy bezczelni - również wobec ”pań z okienka” w urzędzie, które irytują nas jak mało kto. Nie pasjonujemy się przeszłością tak jak nasi rodzice, ale mamy energię, by zmieniać przyszłość. Takie pokolenie mimo wszystkich wobec niego krytycznych uwag może powiększać dobrobyt, przyspieszać wzrost PKB, tworzyć nowe miejsca pracy. Czy pokolenie pozbawione tych ”wad” byłoby do tego zdolne? Nie jestem pewien. Generacja pełnych-pasji-buntowników-którym-na-niczym-nie-zależy-a-przy-tym-są-dobrze-wychowani-i-nie-żują-gumy może być pięknym, abstrakcyjnym ideałem. Ale jak sprawdziłaby się w rzeczywistości – tu i teraz? Być może czas wreszcie przyznać, nawet z zaciśniętym gardłem (bo przecież to nie wypada…) - egoizm może być piękny. I korzystny dla nas wszystkich jako społeczeństwa. Nie rozwiąże naturalnie przynajmniej niektórych problemów. Jest jednak w stanie sprawić, byśmy mieli kiedyś w końcu środki, by nimi się naprawdę zająć.

To, jak brak nam ”ideałów”, jak różnimy się in minus od naszych poprzedników, jest naprawdę często przedmiotem emocjonalnych filipik. Nieśmiałe głosy, że może jesteśmy jednak właściwym pokoleniem na takie czasy, pojawiają się rzadko. Najbardziej żałować należy jednak, że tracąc siły na te jałowe w gruncie rzeczy spory, zapominamy o sprawach fundamentalnych - prawdziwych problemach, które przed nami jako pokoleniem stoją. Brak nam przede wszystkim dwóch rzeczy: aktywności społecznej i politycznej. Większość widzi w tym dowód na potwierdzenie tezy o zgubnych skutkach niedostatku altruizmu. Ja sugerowałbym jednak spróbować popatrzyć na te braki jak na oznakę... niedostatecznego egoizmu!

Polska początku XXI w. potrzebuje egoistów. Bądźmy świadomi naszych wad… i dumni z naszego egoizmu. Jeśli tylko dadzą nam szansę, zbudujemy może nie drugą Irlandię, ale przynajmniej całkiem przyjemne miejsce do życia. Pokolenie ’70 współtworzyło nową rzeczywistość, najbardziej korzystając na przemianach. Pokolenie ’80 zderzyło swoje rozbudzone nadzieje z polskimi bolączkami końca XX w. My zaś możemy być właściwym pokoleniem na początek wieku XXI. Dzień po dniu realizujemy marzenia poprzednich pokoleń, które przecież m.in. po to obalały totalitaryzm, „by tutaj było wreszcie jak na Zachodzie, by było normalnie”. To my jesteśmy gwarancją tej normalności i cywilizacyjnego sukcesu. Sukcesu, który będzie dziełem pokolenia z pewnymi wadami, ludzi - nie aniołów, ale który jednak w końcu nastąpi.

Michał Rogalski rocznik 1986
Pokolenie ’89 nie istnieje. To nieszczęśliwie wychowane przez pieniądz dzieci, które nie powinny mieć dużo do powiedzenia o udziale w budowie nowej Polski. Choć trzeba przyznać, że ludzie urodzeni w roku '89 reprezentują ciekawe czasy, kiedy wiele polskich rodzin zmuszonych było się podzielić - rodzice wyjeżdżali do pracy na Zachód, a dziećmi opiekowali się dziadkowie. Ich patriotyzm jest znikomy, nie wiedzą nawet, co to jest Teatr Telewizji, a oszczędzanie nie leży w ich upodobaniu. To nie jest najlepszy przykład rozwoju społeczeństwa.

Roczniki ’88, ’89 i kolejne młodsze są ogromnie zamerykanizowane. Telewizja, internet, ipody, komórki. My, kilka lat od nich starsi wzrastaliśmy razem z rozwojem tych technologii, a te młodsze od nas roczniki po prostu z nich korzystają w pełni. Gorzej, one zatraciły świadomość narodowej kultury, opierają swoje życie jedynie o technologię. A rodzice pełnią dla nich jedynie funkcję... płatnika.