Klara Klinger: Co pani widzi, patrząc w lustro?
Isabelle Caro: Szkielet. Ten widok mnie przeraża, ale teraz przynajmniej zdaję sobie sprawę, że byłam poważnie chora.

A teraz już pani nie jest?
W anoreksji najgorsze jest to, że chory nie widzi swojej chudości. Wciąż uważa, że powinien zrzucić jeszcze parę kilogramów. Ja chcę przytyć, ale muszę to robić powoli, tak by nie przeraził mnie widok własnego ciała. Zdrowieję, bo zaczynam czuć, jak smakują różne potrawy. I marzę o tym, by mieć kiedyś dziecko. Lekarz mówi, że to możliwe, choć na razie mój organizm jest jeszcze zbyt słaby, no i wciąż nie miesiączkuję.

Reklama

Dlaczego dzieci z tzw. zwykłych, porządnych rodzin zaczynają się głodzić?
To nigdy nie są zwykłe rodziny. Tam zawsze jest jakiś problem - przemoc, alkohol, psychiczne znęcanie się albo molestowanie seksualne. A to, że dziecko stopniowo przestaje jeść, jest zawsze oznaką głębokich zaburzeń w jego rodzinie. I powinno być sygnałem ostrzegawczym dla otoczenia.

Ta zasada całkowicie sprawdziła się w pani przypadku.
Tak, moja mama po rozwodzie z ojcem zapragnęła, abym na zawsze została jej małą córeczką. Chciała mieć dziecko, którym mogłaby się opiekować. Była przekonana, że na świeżym powietrzu dzieci szybciej rosną i dlatego nie pozwalała mi wychodzić z domu. Nawet szkołę skończyłam korespondencyjnie. Ale prawdziwe problemy zaczęły się, gdy miałam 13 lat. Podczas kontroli u lekarza okazało się, że ważę 39 kg przy wzroście ponad 160 cm. I wtedy mama powiedziała, że jestem za gruba i powinnam trochę schudnąć. Poprosiłam, by kupiła mi wagę, i zaczęłam drobiazgowo liczyć kalorie. Najpierw zrezygnowałam z mięsa, jadłam tylko warzywa. Wpadałam w panikę, gdy przytyłam choćby kilka dekagramów. A później doszło do tego, że nie jadłam wcale albo wypijałam szklankę mleka. Czasem przegryzałam kawałek czekolady.

Dlaczego matka nie reagowała? Przecież musiała widzieć, że powoli umiera pani z głodu.
Ona naprawdę nie chciała, żebym urosła. Dlatego udawała przed sobą i innymi, że wszystko jest w porządku. Nie pozwoliła mi chodzić do psychologa, bo kiedyś zasugerował, że powinnam ograniczyć kontakty z nią. A ja nie buntowałam się z obawy, że ją zawiodę. Że jest ze mną naprawdę źle, zorientowałam się dopiero wtedy, gdy odwieziono mnie do szpitala, bo ważyłam 25 kilo. Zapadłam w śpiączkę. Słyszałam głosy lekarzy, mówiących, że nie wolno mi spać. Kiedy się obudziłam, zaczęłam krzyczeć, że chcę żyć. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że jeśli nie rozstanę się z matką, to umrę.

Zaraz potem zgodziła się pani pokazać swoje chude nagie ciało na plakacie.
I nie żałuję tego. Przeszkadza mi jedynie to, że teraz wszyscy patrzą na mnie przez pryzmat anoreksji. A ja mam mam już nowe życie i plany na przyszłość.

Dlaczego opowiada pani publicznie o swojej chorobie?
Bo całe moje cierpienie będzie mieć sens tylko wtedy, jeżeli pomogę komuś, kto też wpadł w anoreksję. Dlatego powtarzam, że to śmiertelna choroba i że młody człowiek sam sobie z nią nie poradzi. Radzę więc chorym, by prosili o pomoc lekarzy. A rodziców uczę, by nie zmuszali dzieci do jedzenia, bo to przynosi odwrotny skutek. Wystarczy, że będą obok, wysłuchają i postarają się zrozumieć. I ciągle ostrzegam: chudość nie jest piękna. Dlatego napisałam książkę opowiadającą o moich przeżyciach, chciałabym ją wydać w Polsce.