"Pamiętam, że do plecaka wzięłam bieliznę, szczoteczkę do zębów i trochę kosmetyków. Mimo że miałam dopiero osiemnaście lat, byłam jedną ze starszych. W oddziale mieliśmy jedną trzynastolatkę, niestety zginęła w trakcie walk” - opowiada Wacława Jurczakowska

Reklama

Dla wielu młodych ludzi, którzy tamtego pamiętnego popołudnia wyruszyli do walki, jedynym uzbrojeniem była biało-czerwona opaska. Inni mieli broń wykonaną samodzielnie.

„W południe 1 sierpnia wybrałem się na miasto, aby kupić jedzenie – mówi Bronisław Troński ps. Jastrząb z zgrupowania „Leśnik”. – Szedłem Alejami Jerozolimskimi, które były wręcz zalane słońcem. Nie mogłem się wręcz doczekać godziny W. Mając świadomość, że wkrótce rozpoczną się walki, czułem, jakbym się na nowo narodził. (...) Karabin zdobyłem w walce drugiego dnia powstania. Na początku bowiem miałem tylko ostro zakończony kij. Taką dzidę”.

– Tylko połowa z tych, co przyszli, za zbiórkę miała jakąkolwiek broń – mówi uczestnik walk – mówi Leon Legeń ps. Longinus. Była tak cenna, że żal było oddawać ją w chwili kapitulacji? – Oddałem Niemcom tylko jeden pistolet. Drugi zakopałem w piwnicy przy ul. Promyka 15 – dodaje „Longinus”.

Na pytania o sens wybuchu Powstania Warszawskiego wielu ludzi do dzisiaj daje różne, nieraz sprzeczne odpowiedzi. Wiele mówi się o cenie, jaką za ten wolnościowy zryw zapłacono. Jednak im więcej wiadomo na ten temat – a nie ma roku, by nie ujrzały światła dziennego nowe źródła historyczne, dokumenty, relacje – im głośniej słychać o działalności takich instytucji jak Muzeum Powstania Warszawskiego, tym silniejsze jest przekonanie o słuszności wyboru, jakiego dokonano przed 65 laty.

„Gdyby powstanie nie wybuchło, Warszawa i tak nie uniknęłaby zniszczeń, wzorem Stalingradu, będąc na pierwszej linii frontu – mówił po latach w wywiadzie dla rozgłośni polskiej Radia Wolna Europa gen. Tadeusz Bór-Komorowski, człowiek, który wydał rozkaz rozpoczęcia walk. – Podejmując tę decyzję, mieliśmy przeświadczenie, że u Sowietów czynniki militarne przeważą nad politycznymi. Niestety, tak się nie stało”.

Braki w uzbrojeniu były wielokrotnie wysuwane jako argument przez ludzi oceniających krytycznie tamte wydarzenia. Jednak 65 lat temu powstańcy takich wątpliwości nie mieli.

Reklama

„Już jak jechałem pociągiem do miasta (...) to już po rozmowach z pasażerami zorientowałem się, że atmosfera podniecenia była taka,że to już jest kwestia najbliższych kilka dni – wspominał po latach Jan Nowak-Jeziorański, który na kilka dni przed wybuchem walk przyleciał do Warszawy z Londynu. – Dyskusja nie dotyczyła tego, czy robić powstanie, czy nie, tylko czy już zaczynać. Nie miałem żadnych wątpliwości. Mówiłem, że dla Polski już nie ma już ratunku, że kraj znajdzie się całkowicie we władaniu Armii Czerwonej. Jednak widziałem miasto, które było jak beczka prochu. Strzelanina na każdym rogu ulicy. Pełne bramy młodzieży. Wiedziałem, że wystarczy jedna iskra. Jeżeli nie padnie rozkaz, to to wybuchnie spontanicznie. Żałowałem tych ludzi, bo wiedziałem, że cokolwiek postanowią, każda decyzja poprowadzi ich do katastrofy”.

1 sierpnia o godzinie 17 znów jak co roku w Warszawie oraz w całym kraju zawyją syreny. Z pewnością tysiące ludzi staną wówczas na baczność, na chwilę zatrzymają się w zadumie. Oddadzą tym samym hołd tym, którzy 65 lat temu porwali się do walki o wolność nie tylko stolicy, całej Polski, a być może i naszej części Europy. Rozpoczęła się trwająca 63 dni bitwa, która mimo iż wówczas przegrana – po latach okazuje się naszym wielkim zwycięstwem.