Aż roiło się w nim od byków. Policja z pomocą dyrektora szkoły szybko ustaliła, którzy to uczniowie mają w nosie zasady pisowni... - pisze "Fakt".

Wojtek i Kamil chodzą do tej samej szkoły w Suchowoli. Dobrali się jak w korcu maku. Choć dzieliło ich dwa lata różnicy, to łączyło zamiłowanie do wypalanych za szkołą papierosów i popijanego pokątnie piwka. Nie cierpieli też tych samych rzeczy: prac domowych i wysiadywania na lekcjach. Szczególnie nie przypadła im do gustu ortografia języka polskiego.

Gdy wracali ze szkoły, 13-letni Wojtek wpadł na pomysł zabicia nudy. "Obrobimy sklep budowlany! Będzie fajnie! Zobaczysz!" - mówił podekscytowany Wojtek. Przez kilka kolejnych dni nastoletni włamywacze przygotowywali skok. Wreszcie zaczaili się po sklepem, poczekali, aż ekspedientka zamknie za sobą drzwi i ruszyli do akcji. Wyłamali kłódkę i... chyba zabrakło im pomysłu, co dalej. Nie interesowały ich drogie wiertarki czy obrabiarki. Napakowali kieszenie gwoździami i długopisami. A potem wzięli się za dewastację sklepu. Zrzucili towar z półek, zamazali farbą kaloryfer i krzesła.

Na odchodne, na środku lady zostawili kartkę z nagryzmoloną na żółto wiadomością: "O ty kór... zastawiłaś dzwi następnym razem wybijemy okno". Zadowoleni z siebie uciekli. Ich radość nie trwała jednak długo. Agnieszka Ucińska, szefowa sklepu, wezwała policję. Mundurowi, widząc zostawione ślady, od razu wiedzieli, że mają do czynienia z amatorami. Szczególnie zadziwił ich niewybredny, nakreślony ręką dziecka liścik. Trop okazał się dobry. Poproszono wytypowanych przez dyrektora uczniów z pobliskiej szkoły o napisanie paru słów. Prosta analiza grafologiczna pozwoliła szybko ustalić sprawców.

"Tak mi wstyd za syna" - mówi matka 13-letniego Wojtka i szybko zatrzasnęła drzwi. "A ja czekam na tych chłopców. Niech przyjdą i przeproszą. Będziemy kwita" - mówi "Faktowi" szefowa sklepu, do którego włamały się nieuki.

O losie nastoletnich rabusiów zadecyduje w przyszłym tygodniu sąd rodzinny.









Reklama