Za zarzuty, jakie prokuratura stawia 63-letniemu Tadeuszowi N., grozi nawet osiem lat więzienia. Na proces mężczyzna poczeka w areszcie. "Przekroczył on dozwoloną prędkość, wyprzedzał na skrzyżowaniu, przed którym na drodze była podwójna linia ciągła" - mówi zastępca szefa lubelskiej prokuratury okręgowej, Andrzej Lepieszko.

Reklama

Wczoraj, godz. 8 rano, droga z Łęcznej do Lublina. Na szosie jest dość ciasno. Kierowcy ostrożnie jadą jeden za drugim. Jest zbyt niebezpiecznie, by wyprzedzać. Ale nie dla Tadeusza N. On pędzi oldsmobilem, nie zdejmując nogi z gazu. Po kolei wyprzedza jadące przed nim auta - relacjonuje "Fakt".

Dojeżdża do miejscowości Zofiówka. Nie zwraca uwagi na skrzyżowanie. Zaczyna wyprzedzać...

Mateusz, Marlenka i Milenka Orant właśnie wyszli z domu. Mają do przejścia zaledwie kilkadziesiąt metrów. Muszą dojść do skrzyżowania. Tam, za zakrętem, czeka na nich gimbus. Ale na przystanek już nie dochodzą... "Przed skrzyżowaniem zatrzymał się zielony daewoo tico. Chciał skręcić w lewo. Tuż za nim stanął dostawczy lublin, czekając, aż kierowca tico wykona manewr" - tłumaczy Sławomir Cielniak z Komendy Powiatowej Policji w Łęcznej.

Reklama

Wtedy pojawia się biały oldsmobil. Tadeusz N. nie zwraca uwagi na to, co się dzieje na drodze. Wyprzedza dokładnie w tym momencie, gdy tico skręca w lewo. Potworny huk giętych blach. Zielony tico obraca się wokół własnej osi. A potężna siła wyrzuca na pobocze oldsmobila. Dokładnie w to miejsce, gdzie trzymając się za ręce, idzie trójka rodzeństwa.

10-letni Mateuszek zostaje odrzucony na kilka metrów. Jest w krytycznym stanie. Jego siostry, Marlenę i Milenę, także zmiotła siła uderzenia. Dzieci nawet nie zdążyły krzyknąć - pisze "Fakt".

"Kiedy przybiegłem na miejsce, moje maluchy leżały całe we krwi. Nóżki i rączki miały powyginane na wszystkie strony. Leżały w trawie na poboczu zupełnie bez życia. A jeszcze 10 minut wcześniej odprowadzałem je do furtki" - mówi przez łzy Lucjan Grzegorczyk, dziadek rannych dzieciaków.

Reklama

Nieprzytomne dzieci zostały przewiezione do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. Mateuszka, który jest w najcięższym stanie, zabrał śmigłowiec. Cała trójka trafiła na oddział intensywnej terapii. "Walczymy o ich życie. Decydujące będą najbliższe 72 godziny" - mówi "Faktowi" ordynator Witold Lesiuk.

Tadeusz N. wyszedł z wypadku bez szwanku. Ma tylko niegroźnie skaleczoną rękę. Zaraz po tym, jak wjechał w dzieci, wyszedł o własnych siłach z auta i zaczął przekonywać ratowników, że nie ponosi winy za wypadek. Potem zasłabł i został odwieziony do szpitala. Gdy z niego wyjdzie, trafi do aresztu. Grozi mu co najmniej osiem lat za kratami.