Igor Kijowski z Krakowa przez trzy lata nie chodził do szkoły, nie widział ukochanej mamy i nie wychodził na podwórko poganiać za piłką. Tak skończyła się dla tego chłopca rodzicielska wojna o prawa do opieki nad nim. Jego ojciec (na zdjęciu po lewej) postanowił mieć syna tylko dla siebie. Porwał swoje dziecko spod szkoły i przez cały ten czas ukrywał przed światem.

Reklama

W miniony wtorek znalazła go policja i oddała matce. Teraz 10-latek musi na nowo uczyć się życia. Spacery, zabawy z kolegami, wyjścia do kina - to wszystko, co dla każdego dziecka wydaje się czymś normalnym, dla niego jest nowością...

Małżeństwo Agnieszki (na zdjęciu z prawej) i Bogdana bardzo szybko okazało się pomyłką. Młodsza od małżonka o kilkanaście lat kobieta chciała się bawić i czerpać z życia przyjemności. Bogdan stawiał na rodzinę i spokojne życie. Gdy urodził się Igor, zaczęły się kłótnie. Agnieszka nie dawała sobie rady z opieką nad maluchem. Wróciła do matki, do wsi koło Zakliczyna. Wcześniej oznajmiła Bogdanowi, że między nimi koniec, a o dziecko będą walczyć w sądzie. Rozpętało się piekło, bo obydwoje rodzice chcieli mieć Igora tylko dla siebie. Gdy mieszkał z mamą, tata nie był mile widziany w jej domu rodzinnym.

"Przeganiali go. Nie pozwalali zobaczyć Igorka" - opowiada "Faktowi" Urszula Kijowska, siostra Bogdana. Gdy zaś ojciec dorwał się do opieki nad synkiem, nie pozwalał widywać mu się z matką. To był koszmar.

W końcu Bogdan Kijowski wpadł na pomysł porwania dziecka. Odebrał siedmioletniego wówczas syna ze szkoły i nie zwrócił go matce w umówionym wcześniej terminie. Nie pomogły telefony matki, jej prośby, błagania, straszenie policją i sądem. Bogdan ani myślał oddać dziecka. Zabronił Igorowi wychodzić z domu. Zakazał otwierania drzwi i odbierania telefonów. Pod pretekstem choroby syna załatwił, że to nauczyciele przychodzili do domu. W ten sposób chłopak ukończył pierwszą klasę podstawówki.

Reklama

Wreszcie zrozpaczona matka powiadomiła sąd. Ten nakazał oddanie jej dziecka. Ojciec nie podporządkował się wyrokowi. Agnieszka jeździła do Krakowa, wystawała godzinami pod domem byłego męża. To nic nie dawało. Nawet gdy zobaczyła chłopca, ten nie chciał z nią rozmawiać. Zastraszony przez ojca, uciekał z płaczem.

"Bogdan nie mógł oddać go Agnieszce. Gdy to ona opiekowała się chłopcem, chodził zaniedbany, głodny. Aż żal było na to patrzyć" - oskarża bratową Urszula Kijowska.

Reklama

Gdy rozpoczął się kolejny rok szkolny, ojciec nie posłał dziecka do szkoły. Postanowił sam uczyć syna, aby nie mógł spotkać się, nawet przypadkiem, z matką. W końcu wywiózł gdzieś Igora i swoją matkę. Miejsca ich pobytu nie znała nawet najbliższa rodzina mężczyzny. Przepadli bez śladu - pisze "Fakt". Bogdan pokazywał się jednak od czasu do czasu w rodzinnym Krakowie. I tu został aresztowany. Postawiono mu zarzut porwania i przetrzymywania syna. Było to ponad pół roku temu. Nawet to nie skłoniło go do wskazania miejsca pobytu chłopca! Milczał. Dopiero w miniony wtorek policja odnalazła babcię Igora, Stanisławę Kijowską, w Poznaniu. To w jej domu odnaleziono też chłopca. Dziecko już trafiło do matki.

"Igor sprawia wrażenie, jakby nic nie pamiętał. Na razie zresztą nie pytamy go o nic" - mówi "Faktowi" Zygmunt Kijowski, dziadek chłopca ze strony matki.

Ale psychologowie są pewni: dziecko jest w szoku. Kocha obydwoje rodziców, ci jednak chcą, aby kochał tylko jednego z nich. Igor ma też problemy z rówieśnikami. Ukrywany przez trzy lata, nie potrafi bawić się z kolegami. Boi się wyjść na ulicę. Teraz czeka go długa psychoterapia. Ojciec 10-latka wciąż siedzi w areszcie.