Sprawa dotyczy publikacji w "SE", według którego zdjęcie piosenkarki w sukni z długim rozcięciem pokazywało, iż podczas jednej z branżowych imprez celebrytka nie miała bielizny. Ona sama twierdziła, że bieliznę miała, ale "wycięto" ją ze zdjęcia komputerowo. Redakcja replikowała, że agencja fotograficzna, od której kupiono zdjęcia, zapewniała, iż obróbki nie było. Dorota Rabczewska wytoczyła za to proces "SE".
W marcu 2009 r. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga nakazał "SE" przeprosić Dodę za podanie nieprawdy, jakoby była bez garderoby. Sąd nakazał też wydawcy "SE" wypłacenie powódce 25 tys. zł zadośćuczynienia (żądała 100 tys. zł). SO uznał, że proces nie dał podstaw, by stwierdzić, że Doda rzeczywiście nie miała bielizny, bo pozwany tego nie wykazał. Według sądu, nie wiadomo, czy doszło do modyfikacji zdjęcia, czy też zrobiono taką właśnie fotografię. W tym roku Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał ten wyrok; oddalił tylko żądanie zadośćuczynienia wobec "SE".
Teraz wydawca "SE" pozwał samą Dodę i jej b. menedżerkę. Żąda przeprosin na jej stronach internetowych, w "SE" i w "Fakcie" oraz wpłaty 50 tys. zł na cel społeczny. Celebrytka miałaby przeprosić za "niezgodne z prawdą oskarżenie o przerobienie za pomocą fotomontażu jej wizerunku".
Jak powiedziała PAP mec. Joanna Wlazłowska, pełnomocnik "SE", wypowiedzi Dody naruszyły wiarygodność "SE", jego renomę, dobre imię i mogły spowodować utratę zaufania do redakcji. "Gazeta nie dokonywała manipulacji zdjęciem" - podkreśliła.
Mec. Anna Lesiak, pełnomocnik nieobecnej w sądzie Dody, mówiła PAP, że ze strony pozwanej nie doszło do naruszenia dóbr "SE". Złożyła wniosek, by sąd odrzucił pozew bez jego merytorycznego badania, bo sprawa była już przedmiotem rozstrzygnięcia sądu, który uznał nierzetelność działań "SE". Wlazłowska replikowała, że wyrok SA nie dotyczył kwestii domniemanych przeróbek zdjęcia.
Sąd oddalił wniosek adwokatki Dody, uznając, że obie sprawy nie były tożsame. Wobec tego proces będzie kontynuowany. W listopadzie jako świadek ma zeznawać naczelny "SE" Sławomir Jastrzębowski.
W marcu br. Sąd Apelacyjny w Warszawie prawomocnie nakazał wydawcy dziennika "Fakt" przeprosić Dodę i zapłacić jej 30 tys. zł za artykuł z 2005 r. z "obraźliwymi i kłamliwymi informacjami" na jej temat. "Fakt" pisał, że związek Dody i Radosława Majdana rozpada się; że zwracają się do siebie obraźliwie, że wzajemnie podejrzewają się o zdradę, że sprzedają filmiki ze scenami intymnymi, a "Doda handluje swymi wdziękami" i zachowuje się jak kobieta lekkich obyczajów.
Także w marcu br. Sąd Apelacyjny w Poznaniu prawomocnie nakazał Mieszkowi Sibilskiemu, liderowi zespołu Grupa Operacyjna, przeproszenie Dody za nazwanie jej w swej piosence "blacharą", "żywym banerem", "blond billboardem" (żądanie zadośćuczynienia dla Dody oddalono). Media podawały, że wykonanie wyroku może kosztować pozwanego wiele milionów zł.
W maju br. Doda została oskarżona przez stołeczną prokuraturę o obrazę uczuć religijnych innych osób, m.in. za określenie autorów Biblii mianem "naprutych winem i palących jakieś zioła". Popularnej piosenkarce grozi za to do dwóch lat więzienia. Nie ma jeszcze terminu procesu przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa".
W 2007 r. Komisja Etyki TVP jako "wulgarne" i "obsceniczne" oceniła zachowanie Dody, która była wówczas jurorką w programie telewizji publicznej "Gwiazdy tańczą na lodzie". W jednym z odcinków programu widzowie mogli wówczas usłyszeć dialog między Dodą, a jednym z uczestników programu Przemysławem Saletą: "Saleta ciągnij fleta"; "Doda zrób mi loda".