W momencie zgłoszenia tzw. sytuacji awaryjnej zaczyna być wdrażana procedura, która ma trzy fazy. Pierwsza to faza niepewności, druga alarmu i trzecia niebezpieczeństwa. W przypadku, jaki miał miejsce dzisiaj, kiedy była awaria podwozia, to wtedy wszyscy wiedzą, co mają robić. Jeżeli wiadomo, że to podwozie się nie pojawiło, to samolot najpierw wykonuje niski przelot nad pasem i służby techniczne oceniają, czy tego podwozia rzeczywiście nie ma - gdyż może być taka sytuacja, że np. załoga sama nie jest jeszcze w stanie tego sprawdzić. Załoga ma jeszcze trochę czasu przed awaryjnym lądowaniem od momentu zgłoszenia, więc oni sprawdzają po kolei wszystkie potencjalne przyczyny tego, że podwozie nie zostało wysunięte. Podwozie może wyjść częściowo lub w ogóle, np. być wypuszczone, ale w momencie lądowania może się złożyć.

Reklama

Po sprawdzeniu wszystkich możliwości na pas startowy wyjeżdżają wozy straży pożarnej, karetki pogotowia. Tutaj był czas na przygotowanie się do tego lądowania awaryjnego, ale są sytuacje, kiedy jego nie ma, jak np. gdy tuż po starcie samolot zsunie się z pasa startowego. W przypadku lądowania awaryjnego, po wylądowaniu wszystkie pojazdy zajmują pozycje przy samolocie i jest przeprowadzana ewakuacja pasażerów. Elementy samolotu, które mogły być nagrzane przy lądowaniu, są polewane wodą. Bardzo ważne jest, by podkreślić, że przy procedurze awaryjnej wszyscy wiedzą, co mają robić. Co jakiś czas kontrolerzy i załogi mają szkolenia z tego zakresu. W sytuacji, kiedy zdarzenie zaistnieje, wszyscy pracują z automatu, nie tracąc czasu.

Kiedy zapada decyzja o awaryjnym lądowaniu, ograniczamy ruch w przestrzeni powietrznej nad lotniskiem. Samoloty, które są jeszcze w stanie odlecieć z Warszawy, to je wypuszczamy. W przypadku pozostałych samolotów ruch jest wstrzymany - starty i lądowania są wstrzymane. Wtedy liczy się tylko jeden samolot - ten +awaryjny+".