Sąd rozstrzygnie, czy przywrócenie historycznego wyglądu dawnej bramie prowadzącej do gdańskiej stoczni, w tym umieszczenie na niej napisu "Stocznia Gdańska imienia Lenina" propaguje komunizm. Taki jest efekt sporu między władzami Gdańska a Solidarnością. Miasto Gdańsk postanowiło przywrócić stoczniowej bramie wygląd z sierpnia 1980 r.; w połowie maja, w miejscu dotychczasowego napisu "Stocznia Gdańska S.A.", pojawiła się nazwa "Stocznia Gdańska im. Lenina", na bramę wrócił też metalowy Order Sztandaru Pracy.
Takim zmianom sprzeciwiła się Solidarność działająca w dzisiejszej gdańskiej stoczni. Związkowcy zawiadomili prokuraturę o popełnieniu przez prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza (PO) przestępstwa polegającego na propagowaniu idei komunistycznych. Prokuratura Gdańsk-Oliwa sprawę umorzyła nie dopatrując się w niej przestępstwa i uznając argumenty samorządu mówiące, iż brama jest swoistym świadkiem historii.
Związkowcy nie zgodzili się z decyzją prokuratury i złożyli na nią zażalenie. W takiej sytuacji sprawa automatycznie trafia do sądu, który zdecyduje, czy podjęliśmy słuszną decyzję - powiedział w piątek PAP szef Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa, Cezary Szostak. Jak wyjaśnił Szostak, sprawa została skierowana do Sądu Rejonowego Gdańsk-Północ, który nie wyznaczył jeszcze terminu posiedzenia.
Prokuratura Gdańsk-Oliwa nie była jedyną, która zajmowała się sprawą stoczniowej bramy. Jeszcze w marcu br. do jednostki Gdańsk-Wrzeszcz trafiło niemal identyczne zawiadomienie złożone przez posłów PiS - Annę Fotygę, Andrzeja Jaworskiego i Macieja Łopińskiego. Ta sprawa zakończyła się również umorzeniem; śledczy przyjęli identyczne argumenty, jak ich koledzy z prokuratury Gdańsk-Oliwa.
Spór o wygląd historycznej bramy wiodącej niegdyś do stoczni, toczy się nie tylko na drodze prawnej. Od momentu zmiany wyglądu bramy, związkowcy co jakiś czas zasłaniają słowo "Lenin" transparentem ze słowem "Solidarność". Miasto transparent zdejmuje, po czym członkowie "S" zasłaniają nazwisko wodza rewolucji październikowej kolejnym transparentem.
Odtworzenie bramy w historycznym kształcie kosztowało miasto prawie 68 tys. zł. Oprócz napisu im. Lenina, wróciły na nią też inne napisy znane z sierpnia 1980 r. - "Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się", "Dziękujemy za dobrą pracę", a także postulaty strajkowe. Pojawił się też metalowy Order Sztandaru Pracy.
Inspiracją do wykonania tych prac były badania przeprowadzone przez gdańską artystkę Dorotę Nieznalską. W ubiegłym roku, przygotowując jeden ze swoich projektów artystycznych, zbadała losy historycznej bramy wiodącej do stoczni.
Okazało się, że brama, przez którą dziś wchodzi się na teren dawnej stoczni, nie jest tą samą, którą znamy ze zdjęć ze strajków z sierpnia 1980 r. Dalsze badania wykazały, że pierwotna konstrukcja została zniszczona przez czołg w grudniu 1981 roku, jej pozostałości zdemontowano (nie udało się ustalić, co się z nimi stało), a na jej miejsce zbudowano bramę, która przetrwała do dziś.
Genezę pomysłu rekonstrukcji bramy stoczniowej Paweł Adamowicz tłumaczył na swoim blogu. Przede wszystkim to symbol. To uzmysłowienie nam wszystkim, a szczególnie ludziom urodzonym po upadku komuny, jakim gigantycznym chichotem historii był ten wielki strajk, wielki zryw stoczniowy. Pokazanie, że upadek zbrodniczej ideologii stworzonej przez właśnie Włodzimierza Lenina zaczął się w zakładzie jego imienia. Bo to Lenin stworzył realny komunizm, a pracownicy Stoczni Gdańskiej imienia Lenina ten komunizm obalili - napisał prezydent Gdańska.
Ponieważ brama nr 2 Stoczni Gdańskiej, wraz z sąsiadującym z nią placem Solidarności, gdzie stoi Pomnik Poległych Stoczniowców, oraz salą BHP wpisane są do rejestru zabytków, stanowisko w sprawie jej rekonstrukcji musieli zająć m.in. wojewódzki i miejski konserwatorzy zabytków. Obaj byli za odtworzeniem bramy w dawnym kształcie.