Posłowie PiS Andrzej Jaworski oraz Janusz Śniadek wraz ze związkowcami z "S" byli we wtorek na dachu budynku stoczniowej portierni, gdzie za pomocą tarczy elektrycznej usunięto oba symbole.
We fragmencie środowego listu Adamowicza do marszałek Sejmu, udostępnionego PAP przez rzecznika prezydenta Gdańska Antoniego Pawlaka, czytamy: 28 sierpnia w Gdańsku doszło do wydarzenia bez precedensu w najnowszej historii polskiej demokracji, budzącego niesmak i przerażenie.
Oto dwaj posłowie Rzeczypospolitej świadomie wzięli udział w akcie wandalizmu, wzięli udział w pospolitym przestępstwie. Posłowie, a więc ci, którzy powinni stanowić prawo i stać na jego straży - napisał Adamowicz.
Jaworski komentując list prezydenta Gdańska powiedział PAP, że jako parlamentarzysta stojący na straży prawa i sprawiedliwości nie mógł nie wziąć udziału w czyszczeniu miasta z fantazji komunistycznych Pawła Adamowicza.
Pawlak powiedział PAP, że miasto liczy, iż organa śledcze - policja lub prokuratura - ws. usunięcia napisu "im. Lenina" podejmą śledztwo z urzędu. Zastrzegł, że jeśli tak się nie stanie, to stosowne zawiadomienie o przestępstwie zostanie złożone w przyszłym tygodniu.
Policja nie wszczęła jeszcze dochodzenia ws. usunięcia napisu "im. Lenina". P.o. rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku Emilia Karczewska poinformowała PAP, że przestępstwa uszkodzenia mienia ścigane są tylko z zawiadomienia poszkodowanych.
Podczas półgodzinnej operacji usuwania symboli znad stoczniowej bramy policja nie reagowała. Funkcjonariusze mają już zgromadzony materiał dowodowy, całe zdarzenie było przez nas filmowane - dodała Karczewska.
Pawlak zapewnił PAP, że służby miejskie powieszą zdjęte symbole na nowo; nie sprecyzował jednak, kiedy to nastąpi. "Nie można ustąpić przed siłą i szantażem" - wyjaśnił.
Po akcji zdjęcia napisu "im. Lenina" oraz Orderu Sztandaru Pracy szef Solidarności Piotr Duda powiedział dziennikarzom, że Komisja Krajowa "S" zrobiła to, co do niej należało.
To jest normalna rzecz, bo zbliżają się uroczystości 31 sierpnia, a przed każdymi uroczystościami się sprząta i myśmy po prostu posprzątali. Miejsce Lenina jest na śmietniku historii - wyjaśnił lider "S".
Miasto Gdańsk postanowiło przywrócić stoczniowej bramie wygląd z sierpnia 1980 r. i w połowie maja tego roku, w miejscu dotychczasowego napisu "Stocznia Gdańska S.A.", pojawiła się nazwa "Stocznia Gdańska im. Lenina", na bramę wrócił też metalowy Order Sztandaru Pracy. Napis był w tym czasie kilka razy zasłaniany transparentem Solidarności.
Nad stoczniową bramą powieszono też napisy znane z sierpnia 1980 r. - "Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się", "Dziękujemy za dobrą pracę", a także postulaty strajkowe. Nowa brama została pomalowana szarą farbą, bo taki właśnie kolor miała konstrukcja z 1980 roku; dotychczasowa była ciemnoniebieska. Odtworzenie bramy kosztowało prawie 68 tys. zł.
Takim zmianom od początku sprzeciwiła się zakładowa "S", a troje pomorskich posłów PiS - Anna Fotyga, Andrzej Jaworski i Maciej Łopiński - złożyło do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie polegającym na propagowaniu idei komunistycznych. Prokuratura umorzyła jednak sprawę, uznając argumenty samorządu, że brama jest swoistym świadkiem historii.
Genezę pomysłu rekonstrukcji bramy stoczniowej Paweł Adamowicz tłumaczył na swoim blogu.
Przede wszystkim to symbol. To uzmysłowienie nam wszystkim, a szczególnie ludziom urodzonym po upadku komuny, jakim gigantycznym chichotem historii był ten wielki strajk, wielki zryw stoczniowy. Pokazanie, że upadek zbrodniczej ideologii stworzonej przez właśnie Włodzimierza Lenina zaczął się w zakładzie jego imienia. Bo to Lenin stworzył realny komunizm, a pracownicy Stoczni Gdańskiej imienia Lenina ten komunizm obalili - napisał prezydent Gdańska.
Komentarze (130)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeGratulujemy Trójmiastu przywódców. Wszystkich. I serdecznie już za nich dziękujemy! Wystarczy!
pozdro
Spadaj dziadku do szaletu kible szorować, tam twoje miejsce.
I w jednego Pana Rostowskiego, ministra Tuska prawdomównego, który z Balcerowicza jest zrodzony, przed wszystkimi długami. Tusk z Tuska, Europejskość z Europejskości,
Fakty prawdziwe z TVN-u prawdziwego. Przez Lisa stworzone, po dziś dzień mówione. Współistotne Tuskowi. A przez Niego wszystko się stało. On to dla nas lemingów i dla naszego zgłupienia,
zstąpił z Kaszub. I za sprawą mitu o dziadku z Wermachtu, przyjął miliardy z Unii i stał się premierem. Pomógł Grecji również za nas, pod namową Angeli. Został przez nią poklepany,
pochwalony i nagrodzony. I ponownie wybrany dnia wyborczego, jak "przewidział" OBOP. I wstąpił do Rządu. Siedzi po prawicy Bronka. I powtórnie przyjdzie w chwale, na następną kadencję.
A oszustwom jego nie będzie końca. Wierzę w Donka Sondażowskiego, Pogromcę Kiboli, który z Nocnej Zmiany pochodzi.
Który z Niesiołowskim i Kopacz wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę. Który mówi ustami Olejnik, Durczoka i Miecugowa: wierzę w jedną, wielką, powszechną i aferalną Platformę Obywatelską.
Wyznaję drożyznę, brak emerytury i podwyżki podatków by lepiej się żyło.
I oczekuję powrotu gumy DONALD w kioskach Ruchu oraz wprowadzenia ACTA, GMO i mianowania Kasi Tusk naczelną ONET-u.
Pieniądze Amber Gold na finansowanie imprezy organizowanej przez polityka PO. Bliskie kontakty Marcina P. ze znajomymi premiera i współpracownikami Jana Krzysztofa Bieleckiego, szefa Rady Gospodarczej przy premierze. Te przykłady wskazują, że afera AG nie mogła się rozwinąć bez przyzwolenia polityków i działaczy PO.
Do niedawna Marcin P., mimo ciążących na nim prawomocnych wyroków za oszustwo, brylował w polityczno-biznesowym układzie Trójmiasta. Miał doskonałe kontakty z Tomaszem Kloskowskim, dyrektorem Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy w Gdańsku, bliskim znajomym Donalda Tuska i prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. To właśnie Kloskowski zabiegał u Marcina P. o pracę dla Michała Tuska w liniach lotniczych OLT Express, których właścicielem był Amber Gold. Kontakty Marcina P. i Tomasza Kloskowskiego zaowocowały projektem rozbudowy lotniska, o którym pisała trójmiejska Gazeta Wyborcza