Dziś tacy politycy jak Donald Tusk, Bogdan Borusewicz, Lech Wałęsa, ale również Jerzy Borowczak, którzy wtedy tutaj działali, dzisiaj łamią postulaty sierpnia mówiące o godności i godnym życiu. Dziś pracownicy wielu firm nie mają zapłaty za płacę - to było nie do pomyślenia nawet za komuny - mają umowy śmieciowe, nie są płacone składki na emeryturę - mówił przed bramą nr 2 wiceprzewodniczący Solidarności w Stoczni Gdańsk Karol Guzikiewicz.
Jego zdaniem dziś w Polsce panuje wielka bieda. Rząd polski zamiast dbać o obywateli w demokratycznym państwie dba o własne kieszenie. Afera za aferą - jedna się kończy, a druga zaczyna - powiedział Guzikiewicz.
Wcześniej Guzikiewicz wraz z sześcioma członkami związku weszli po drabinie na dach budynku przy bramie i w ciągu kilkunastu minut rozwiesili wielki transparent Solidarności, który zakrył napis "im. Lenina".
Miasto Gdańsk postanowiło przywrócić stoczniowej bramie wygląd z sierpnia 1980 r. i w połowie maja tego roku, w miejscu dotychczasowego napisu "Stocznia Gdańska S.A.", pojawiła się nazwa "Stocznia Gdańska im. Lenina", na bramę wrócił też metalowy Order Sztandaru Pracy. Przeciwko takim zmianom od początku sprzeciwiła się zakładowa "S", a troje pomorskich posłów PiS złożyło do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie polegającemu na propagowaniu idei komunistycznych. Prokuratura umorzyła jednak sprawę uznając argumenty samorządu mówiące, iż brama jest swoistym świadkiem historii.
Wśród kilkudziesięciu osób, które zebrało się przed stoczniową bramą byli m.in. poseł PiS i b. prezes Stoczni Gdańsk Andrzej Jaworski oraz b. działacz Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża Krzysztof Wyszkowski. Ten ostatni wraz z Karolem Guzikiewiczem i Pawłem Władkowskim ze Stowarzyszenia Ofiar Grudnia'70 złożyli kwiaty pod bramą nr 2.
Uroczystość zakończyło odśpiewanie hymnu narodowego.
Następnie delegacja stoczniowej "S" przemaszerowała pod Urząd Miejski w Gdańsku, gdzie w namiocie na trawniku ok. 100 metrów od magistratu głoduje od ubiegłego czwartku Wojciech Dąbrowski. Mężczyzna protestuje w ten sposób przeciwko eksmisji z mieszkania komunalnego jego i chorej byłej żony za zaległości czynszowe sięgające ok. 40 tys. zł.
Prezydent Paweł Adamowicz wyrzuca bezczelnie ludzi na bruk w mieście Solidarności, mieście, które walczyło o wolność. I dlatego dzisiaj w rocznicę Sierpnia i strajku sierpniowego jesteśmy z panem Wojciechem - nie może być tak, że w demokratycznym państwie, ludzie którzy mówią, że mają znaczek Solidarności nie pomagają biednym - mówił przed namiotem koczującego mężczyzny Guzikiewicz.
Apelujemy do pana Adamowicza, niech nie będzie tchórzem, niech przyjdzie do pana Wojtka, niech będzie człowiekiem honoru. Arogancja władzy jednak jest taka, że nie chce tu przyjść - dodał wiceszef stoczniowej "S".
Zastępca prezydenta Gdańska Maciej Lisicki powiedział PAP, że protestujący mężczyzna trzykrotnie zwracał się o odroczenie terminu eksmisji, ale nie wywiązał się z obietnicy uregulowania długu. Dodał, że miasto zaproponowało mężczyźnie i jego b. żonie lokal zastępczy w Nowym-Porcie, ale ci z niego nie skorzystali.
W piśmie do miasta pan Wojciech Dąbrowski napisał poza tym, że ma dom w Stanach Zjednoczonych i działki pod Warszawą. Miasto pomaga ludziom biednym, ale ten pan należy do ludzi bogatych" - podkreślił Lisicki.
W trakcie manifestacji przed namiotem głodujący mężczyzna został zabrany przez karetkę pogotowia do szpitala.
Guzikiewicz zapowiedział, że we wrześniu "S" Stoczni Gdańsk powoła komitet w celu zbierania podpisów pod wnioskiem o odwołanie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.