Poszło o protest jednego z mieszkańców, który pod Urzędem Miasta rozbił namiot i domagał się rozmowy z prezydentem Gdańska Pawłem Adamowiczem. Sprawa dotyczyła eksmisji żony pikietującego - podaje TOK FM.
Adamowicz jednak nie spotkał się z mieszkańcem, gdyż uważał, że urzędnicy działali zgodnie z prawem.
Pikietującym zainteresowali się później politycy prawicy i Solidarność z gdańskiej stoczni. Namiot pod urzędem odwiedził także Jarosław Kaczyński.
Jak podaje TOK FM z czasem zaczęły rosnąć żądania: od ustąpienia prezydenta Gdańska po dymisję rządu Donalda Tuska.
Protestującym zainteresowała się także Telewizja Trwam. W trakcie programu na żywo eksperci mieli powiedzieć, że w wyniku antyspołecznej polityki władz Gdańska kilkanaście osób popełniło samobójstwo.
Po takim stwierdzeniu prowadzący nie zareagował i dlatego Gdańsk chce pozwać katolicką telewizję.