Historię Józefa Cichego z Myślachowic koło Trzebini opisuje "Gazeta Krakowska". Mężczyzna jest weteranem, w czasie II wojny światowej walczył w Dęblinie, w stopniu podporucznika.

Reklama

W 1940 r. trafił do sowieckiego obozu w Donbasie. Stamtąd przedostał się do Armii Andersa, z którą przeszedł szlak bojowy. Walczył w Afryce, bił się z Niemcami pod Monte Cassino i w Normandii. Gdy w 1947 roku wracał do Polski, SB zabrało mu dokumenty - z legitymacją i książeczką wojskową włącznie. Pozostał mu jedynie mundur, który ma do dziś.

Po powrocie podjął pracę w kopalni w Sierszy, potem był elektrykiem.

Kilka lat temu przeszedł zawał i od tego czasu zaczęły się jego poważne kłopoty ze zdrowiem. Mężczyzna jest dziś zdany na opiekę swojej siostry. Nie jest w stanie samodzielnie się poruszać. Grozi mu amputacja nogi.

Dziś Józef Cichy utrzymuje się z emerytury oraz dodatków kombatanckich i inwalidzkich. Całość to około 2 tys. zł miesięcznie. Ale na same leki mężczyzna wydaje około 500 zł na miesiąc. Postanowił więc wywalczyć w ZUS rentę inwalidy wojskowego. To pozwoliłoby mu dostawać leki za darmo.

Jakie było zdziwienie jego siostry i 85-letniego przyjaciela, którzy pojechali załatwiać sprawę, gdy urzędniczka ZUS zażądała ... świadków.

Jak to jest, że w ZUS-ie nie wiedzą, że mało kto przeżył wę straszną wojnę, jak walczył w armii Andersa i w tych wszystkich miejscach? Co ja mama orderów! To mało? A te skurczybyki z ZUS-u świadków chcą. Skąd ja ich wezmę? - pyta w "Gazecie Krakowskiej" Cichy.

Reklama

Po interwencji dziennikarze rzecznik ZUS zapewnił, że żadnych świadków nie trzeba wzywać, wystarczy orzeczenie lekarza, który oceni stan zdrowia weterana i potwierdzi, że występujące schorzenia mają związek ze służbą wojskową. Lekarz miał nawet sam się do chorego pofatygować.

Ale finał sprawy nie był tak szczęśliwy, jak się zapowiadało.

Jak opisuje "Gazeta Krakowska", kilka dni temu do domu weterana wojennego przyszedł listonosz z kopertą. Ale w środku zamiast renty była jedynie legitymacja uprawniającą go do ulg na przejazdy komunikacją miejską i pociągami. Wszystko pięknie, tylko że weteran z niej nie ma szansy skorzystać. Od dawna leży przykuty do łóżka.

ZUS zapewnia, że sprawa reny jest w toku. Józef Cichy martwi się, że werdyktu jednak nie doczeka.