Chodzi konkretnie o użycie w czasie poszukiwań georadaru. Sęk w tym, że by móc przeszukiwać teren, korzystając z tego urządzenia, trzeba mieć zgodę wojewódzkiego urzędu ochrony zabytków. Tymczasem - jak podaje "Gazeta Wrocławska" - w urzędzie we Wrocławiu nikt takiej zgody nie wydał.
W związku z tym konserwator zabytków złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia wykroczenia. Jeśli przewina zostanie uznana, Piotr Koper i Andreas Richter, którzy w oświadczeniu przekazanym m.in. dziennik.pl przekonywali, że trafili na ślad zaginionego pociągu, mogą spodziewać się kary grzywny, prac społecznych, a nawet aresztu. Problematyczna również staje się wówczas sprawa tzw. znaleźnego.
Tymczasem we wspomnianym oświadczeniu obaj odkrywcy twierdzili, że nikt z urzędników się z nimi nie kontaktuje. - Wrzawa medialna wokół "złotego pociągu" została rozpętana nie przez nas znalazców, lecz z powodu wycieku poufnych dokumentów, które były złożone w urzędach państwa. Prokuratura została poinformowana o możliwości popełnienia przestępstwa w tej sprawie - pisali znalazcy.