Wygląda też na to, że prezydent Andrzej Duda uznał, iż sprzeciw obywateli jest poważny, i postanowił tym razem nie odgrywać roli biernego notariusza, choć trudno jego stanowisko uznać za znak zdecydowanego sprzeciwu wobec działań swojej partii. Jarosław Kaczyński z kolei wyraźnie nie wytrzymuje napięcia wywołanego presją społeczną i coraz trudniej ukryć mu, że jego działaniami kieruje przede wszystkim chęć zemsty na politycznych przeciwnikach.
A więc sukces społeczeństwa obywatelskiego i obrońców demokracji? Niestety, byłby to nadmiernie optymistyczny wniosek. Jeśli na chłodno porównamy to, jak ostro zareagowały na działania PiS liberalne media i politycy, z reakcją obywateli, dostrzeżemy niepokojący rozdźwięk. W odpowiedzi na hasła o nadciągającej dyktaturze i ostatnim gwoździu do trumny demokracji należy oczekiwać masowych demonstracji z setkami tysięcy uczestników na największych z nich. Skala protestów jest skromniejsza. Protestują głównie ci, co zawsze – reszta ponownie została w domu.
Dlaczego? Odpowiedź jest niewygodna dla dużej części opozycji, zarówno parlamentarnej, jak i medialnej, ale należy o niej głośno mówić, ponieważ tylko rozpoznanie błędów daje nadzieję na ich uniknięcie w przyszłości.
Demokracja technokratyczna wczoraj
Smutna prawda jest taka, że od 1989 r. uczyniono w Polsce niewiele, aby zachęcać Polki i Polaków do aktywnego uczestnictwa w polityce oraz procesach demokratycznych. Odwrotnie, dołożono wielu starań, aby ich zniechęcić.
Weźmy jeden drobny przykład sprzed niespełna roku, który bardzo dobrze pokazuje, na czym polega problem. Chodzi o protesty części środowisk, głównie lewicowych, w związku z podpisaniem przez Unię Europejską traktatu handlowego CETA z Kanadą. Podobnie jak TTIP (umowa między UE a USA) traktat ten budził wiele wątpliwości, które sprowadzały się do tego, że przyznaje nadmierne przywileje międzynarodowym korporacjom kosztem demokratycznych państw.