Lęki człowieka to produkt ewolucyjny, ale ewolucja nie nadąża za rewolucją technologiczną. Na zdrowy rozum zamiast wzdragać się na widok węża czy pająka, powinniśmy krzyczeć z przerażenia na widok samochodu. Ryzyko śmierci czy poważnego urazu w przypadku zderzenia z pojazdem jest wielokroć wyższe niż to, że padniemy trupem po ukąszeniu gada.
Nasze współczesne otoczenie jest czymś nowym, nie ma nic wspólnego ze środowiskiem ewolucyjnej adaptacji, w jakim powstał i dojrzewał gatunek ludzki, kiedy kształtował się nasz mózg. Mówię o okresie społeczności zbieracko-łowieckiej, najdłuższym i najważniejszym dla naszego rozwoju. Nasz gatunek liczy jakieś 200 tys. lat. Proszę sobie wyobrazić – na okres społeczności łowiecko-zbierackich przypada przynajmniej 10 tys. pokoleń, podczas gdy od czasów Platona minęło ich zaledwie kilkaset, a od pojawienia się samochodów – kilka. Dlatego w zaprogramowanych przez ewolucję lękach nie ma samochodów, gniazdek elektrycznych, broni palnej, detergentów, alkoholu, papierosów, narkotyków, fast foodów – wszystkiego, co nam dziś faktycznie zagraża. I dlatego też rewolucja neolityczna zrobiła nam, jako gatunkowi, tak wiele krzywdy.
Nasze współczesne otoczenie jest czymś nowym, nie ma nic wspólnego ze środowiskiem ewolucyjnej adaptacji, w jakim powstał i dojrzewał gatunek ludzki, kiedy kształtował się nasz mózg. Mówię o okresie społeczności zbieracko-łowieckiej, najdłuższym i najważniejszym dla naszego rozwoju. Nasz gatunek liczy jakieś 200 tys. lat. Proszę sobie wyobrazić – na okres społeczności łowiecko-zbierackich przypada przynajmniej 10 tys. pokoleń, podczas gdy od czasów Platona minęło ich zaledwie kilkaset, a od pojawienia się samochodów – kilka. Dlatego w zaprogramowanych przez ewolucję lękach nie ma samochodów, gniazdek elektrycznych, broni palnej, detergentów, alkoholu, papierosów, narkotyków, fast foodów – wszystkiego, co nam dziś faktycznie zagraża. I dlatego też rewolucja neolityczna zrobiła nam, jako gatunkowi, tak wiele krzywdy.
Rewolucja neolityczna to brzmi jak oksymoron. Mówimy o czymś, co się zdarzyło – według różnych szacunków – ok. 8 tys. lat przed naszą erą.
Ten proces dopiero rozpoczął się jakieś 10 tys. lat temu i polegał na tym, że ludzie zaczęli prowadzić osiadły tryb życia, zajęli się rolnictwem i hodowlą, powstały osady, a potem miasta, w których zaczęli żyć. Ta zmiana w sposób zauważalny odbiła się na naszym rodzaju – ludzie z miast byli mniejsi, bardziej niedożywieni, cierpieli na wiele chorób, które łatwiej przenosiły się w większych skupiskach. Zmieniły się warunki gry i nasz gatunek nie miał czasu, żeby się do tego dostosować. A zasady gry zmieniają się coraz szybciej – dziś np. ludzkość zmaga się z nadwagą wynikającą z łatwego dostępu do wysokokalorycznego pożywienia. Nie znaczy to jednak, że mechanizmy zaprogramowane w naszych mózgach przez ewolucję zniknęły czy przestały działać. Weźmy jako przykład sposób wybierania partnerów seksualnych: to wciąż nie jest wyrozumowany proces, ale impuls, błysk, polegający na szybkim oszacowaniu przez nasz mózg parametrów potencjalnego partnera: wiek, wygląd, wyraz twarzy, gesty... Związek młodego mężczyzny ze starą kobietą jest nieopłacalny – nie będzie potomstwa. Co innego związek młodej samicy ze starszym samcem – jego plemniki wciąż działają, poza tym ma on już zgromadzone zasoby w postaci prestiżu i pieniędzy. To, jak się zachowujemy w ważnych z ewolucyjnego punktu widzenia sytuacjach, warunkują procesy automatyczne. Mamy zaprogramowane w mózgach moduły, które zostają uruchomione za pomocą wąskiej wiązki informacji, która do nich dociera.
Ten proces dopiero rozpoczął się jakieś 10 tys. lat temu i polegał na tym, że ludzie zaczęli prowadzić osiadły tryb życia, zajęli się rolnictwem i hodowlą, powstały osady, a potem miasta, w których zaczęli żyć. Ta zmiana w sposób zauważalny odbiła się na naszym rodzaju – ludzie z miast byli mniejsi, bardziej niedożywieni, cierpieli na wiele chorób, które łatwiej przenosiły się w większych skupiskach. Zmieniły się warunki gry i nasz gatunek nie miał czasu, żeby się do tego dostosować. A zasady gry zmieniają się coraz szybciej – dziś np. ludzkość zmaga się z nadwagą wynikającą z łatwego dostępu do wysokokalorycznego pożywienia. Nie znaczy to jednak, że mechanizmy zaprogramowane w naszych mózgach przez ewolucję zniknęły czy przestały działać. Weźmy jako przykład sposób wybierania partnerów seksualnych: to wciąż nie jest wyrozumowany proces, ale impuls, błysk, polegający na szybkim oszacowaniu przez nasz mózg parametrów potencjalnego partnera: wiek, wygląd, wyraz twarzy, gesty... Związek młodego mężczyzny ze starą kobietą jest nieopłacalny – nie będzie potomstwa. Co innego związek młodej samicy ze starszym samcem – jego plemniki wciąż działają, poza tym ma on już zgromadzone zasoby w postaci prestiżu i pieniędzy. To, jak się zachowujemy w ważnych z ewolucyjnego punktu widzenia sytuacjach, warunkują procesy automatyczne. Mamy zaprogramowane w mózgach moduły, które zostają uruchomione za pomocą wąskiej wiązki informacji, która do nich dociera.
Ładna, młoda samica – będziemy się parzyć. Groźny, duży samiec – uciekamy.
Mniej więcej tak to działa. Ktoś atrakcyjny – dobrze. Drapieżnik – źle. Zepsute jedzenie – wstręt. Reagujemy odruchowo, tak zostaliśmy zaprogramowani przez tysiąclecia. Pewne sytuacje i wynikające z nich zachowania często się powtarzały, a presja selekcyjna sprawiała, że ludzie, którzy sobie w nich dobrze radzili i błyskawicznie decydowali, co zrobić – przeżywali. Ba, mieli szansę przekazać swoje geny następnym pokoleniom. Bo w ewolucji nie jest sztuką być czyimś potomstwem, sztuką jest być czyimś przodkiem.
Mniej więcej tak to działa. Ktoś atrakcyjny – dobrze. Drapieżnik – źle. Zepsute jedzenie – wstręt. Reagujemy odruchowo, tak zostaliśmy zaprogramowani przez tysiąclecia. Pewne sytuacje i wynikające z nich zachowania często się powtarzały, a presja selekcyjna sprawiała, że ludzie, którzy sobie w nich dobrze radzili i błyskawicznie decydowali, co zrobić – przeżywali. Ba, mieli szansę przekazać swoje geny następnym pokoleniom. Bo w ewolucji nie jest sztuką być czyimś potomstwem, sztuką jest być czyimś przodkiem.
Obowiązkiem gatunku jest przekazać swoje geny dalej.
Inwestujemy w zachowanie gatunku. Z tego też powodu dzieci do pewnego momentu nie były traktowane jako pełnoprawni ludzie, gdyż ich śmiertelność była zbyt duża. Bardziej opłacało się poczekać, które z nich przeżyje. Dać szansę naturze lub samemu pozbyć się słabszych osobników. To dziś niewyobrażalne, ale nawet dzieci francuskich królów w okresie średniowiecza chodziły w łachmanach, żywiły się tym, czego nie zjedli dorośli, ochłapami, które spadły pod stół.
Inwestujemy w zachowanie gatunku. Z tego też powodu dzieci do pewnego momentu nie były traktowane jako pełnoprawni ludzie, gdyż ich śmiertelność była zbyt duża. Bardziej opłacało się poczekać, które z nich przeżyje. Dać szansę naturze lub samemu pozbyć się słabszych osobników. To dziś niewyobrażalne, ale nawet dzieci francuskich królów w okresie średniowiecza chodziły w łachmanach, żywiły się tym, czego nie zjedli dorośli, ochłapami, które spadły pod stół.
Czy zazdrość wynika więc z obawy mężczyzny, że to jednak nie jego geny zostały przekazane następnemu pokoleniu?
To typowo samczy lęk, którego także nie była w stanie przykryć cywilizacja. Ojca nigdy nie jesteśmy pewni, w przypadku matki nie ma wątpliwości. To tzw. mechanizm niepewności ojcostwa. Dlatego mężczyźni są z natury bardziej zazdrośni niż kobiety. Są badania, z których wynika, że jeśli kobieta wybiera się w dłuższą podróż – np. wyjeżdża na dwa tygodnie na delegację – mężczyzna jest bardziej pobudzony, ma ochotę na stosunek. Samce w ogóle są bardziej agresywne, częściej angażują się w zachowania ryzykowne, bo chcą zdobyć i zapłodnić jak największą liczbę samic, żeby przekazać swoje geny dalej. To zachowania, które mają pokazać partnerkom, że jest się silnym, odważnym, zdrowym samcem – reklama fantastycznych genów. I tutaj kłania się dobór naturalny: duża część jeleni ginie na rykowiskach. Taka jest cena bycia mężczyzną. Śmieje się pani, ale ryzykowne zachowania są domeną mężczyzn, i to właśnie oni są najczęstszymi pacjentami SOR-ów. Żyją krócej nie dlatego, że są bardziej narażeni na choroby, ale z tego powodu, że chcąc udowodnić swoją męskość, robią głupie rzeczy. Kobiety stronią od ryzykownych zachowań, bo samica, która naraża swoje życie, naraża też swoje potomstwo.
To typowo samczy lęk, którego także nie była w stanie przykryć cywilizacja. Ojca nigdy nie jesteśmy pewni, w przypadku matki nie ma wątpliwości. To tzw. mechanizm niepewności ojcostwa. Dlatego mężczyźni są z natury bardziej zazdrośni niż kobiety. Są badania, z których wynika, że jeśli kobieta wybiera się w dłuższą podróż – np. wyjeżdża na dwa tygodnie na delegację – mężczyzna jest bardziej pobudzony, ma ochotę na stosunek. Samce w ogóle są bardziej agresywne, częściej angażują się w zachowania ryzykowne, bo chcą zdobyć i zapłodnić jak największą liczbę samic, żeby przekazać swoje geny dalej. To zachowania, które mają pokazać partnerkom, że jest się silnym, odważnym, zdrowym samcem – reklama fantastycznych genów. I tutaj kłania się dobór naturalny: duża część jeleni ginie na rykowiskach. Taka jest cena bycia mężczyzną. Śmieje się pani, ale ryzykowne zachowania są domeną mężczyzn, i to właśnie oni są najczęstszymi pacjentami SOR-ów. Żyją krócej nie dlatego, że są bardziej narażeni na choroby, ale z tego powodu, że chcąc udowodnić swoją męskość, robią głupie rzeczy. Kobiety stronią od ryzykownych zachowań, bo samica, która naraża swoje życie, naraża też swoje potomstwo.