Pierwszy raz – to stwierdzenie pada w rozmowach tak często, że nie sposób upatrywać w tym przypadku. O pierwszym razie mówią zarówno ci, którzy odłożyli kilkumilionowy majątek, jak i ci, którzy niedawno ledwo wiązali koniec z końcem. Po chudych latach kryzysu 2008 r. gospodarka się rozpędziła. Pierwszy raz od czasu transformacji nie trzeba już zaciskać pasa. Czujemy – przynajmniej wielu z nas – że jesteśmy bogatsi.
Przez dwa lata przeciętny majątek gospodarstwa domowego wzrósł o 6,5 tys. zł. W 2016 r. wynosił 263 tys. zł – podaje NBP. Ponad połowa Polaków jest zadowolona z warunków materialnych swoich rodzin – twierdzi CBOS. Z danych zebranych przez ten ośrodek wynika, że 44 proc. społeczeństwa dobrze ocenia sytuację gospodarczą w kraju. Większość uważa ją za stabilną. Rynek pracy jest rynkiem pracownika. Co więc się zmienia?
Bogaci są coraz bogatsi
Gdy 10 lat temu pytałam prof. Henryka Domańskiego, autora licznych publikacji o klasie średniej, czy w Polsce mamy już tę najbardziej żywotną z warstw, odpowiedź brzmiała: nie. Profesor zaznaczał jednak, że ona się kształtuje, bo taka jest logika społeczeństwa rynkowego. Dziś prof. Domański mówi: – Jeśli spojrzymy na wyniki badań, to wydaje się, że coś takiego istnieje.
O klasie średniej coraz głośniej w mediach, bo to elektorat, o który walczą partie. Zarobki powyżej 7 tys. zł, własne mieszkanie, samochód, a nawet dwa, odłożony majątek. Do definicji grupy profesor dodaje jeszcze jeden element: jej przedstawiciele muszą mieć poczucie, że w życiu społeczno-zawodowym odniosły sukces.
Od ośmiu lat KPMG, międzynarodowa sieć firm audytorsko-doradczych, bada zamożność Polaków. Z ostatnich szacunków wynika, że powyżej 7 tys. zł zarabiało w ub.r. 1,1 mln osób. Rok wcześniej 164 tys. osób miało miesięczne dochody powyżej 20 tys. zł, z czego ponad 40 tys. powyżej 50 tys. zł. – to już klasa średnia wyższa.
Portret zamożnego Polaka, jaki wyłania się z raportu KPMG o rynku dóbr luksusowych w Polsce 2017 r., nie zaskakuje. Mieszka w Warszawie, Wielkopolsce lub Małopolsce. Pracuje przeciętnie 10 godzin dziennie, wolny czas – jeśli go ma – poświęca rodzinie, serfuje po internecie, czyta książki. Prawie nie ogląda telewizji. Większość zatrudnia pomoc domową, jeden na czterech korzysta z pomocy trenera personalnego, jeden na pięciu – z usług ogrodnika. Samochód kupuje za minimum 285 tys. zł. I choćby był głuchy jak pień, za wysokiej klasy sprzęt grający zapłaci 20 tys. zł. Rzadko jednak decyduje się na jacht czy samolot. Inwestuje w nieruchomości lub aktywa finansowe.
Polska klasa średnia ma charakterystyczny przedział wiekowy: 40–50 lat. Jej członkowie weszli na rynek pracy po transformacji. Profesor Domański nazywa ich nową inteligencją, w odróżnieniu od starej, żyjącej w PRL, która nie widziała sensu, by udowadniać sobie i innym, że odniosła sukces, bo ten z definicji był ograniczony.
W Polsce Ludowej prestiż nie szedł w parze z majątkiem. Uznaniem społecznym związanym z wykonywaniem zawodu można było sobie rekompensować niedostatek materialny. Teraz panuje oczekiwanie, że awans zawodowy będzie miał odzwierciedlenie w zasobie portfela.
Obowiązkowe zakupy w Paryżu
Warszawskie Stare Miasto jak z kolorowej wycinanki, biało-czerwony koszyk Stadionu Narodowego i wijący się zielony pasek drzew wzdłuż Wisły. Dziesięcioletnia Maria, aby to zobaczyć, musi dziś wjechać na 30. piętro Pałacu Kultury. Niedługo podobną panoramę obejrzy, wyglądając przez okno własnego pokoju. Rodzice dziewczynki już zdecydowali: 120 mkw. w starej kamienicy na Żoliborzu pozostawią dla jednego z apartamentowców w centrum stolicy. Skąd ta zmiana? – Pierwszy raz zdaliśmy sobie sprawę, że nas na to stać – przyznają ludzie, którzy od ponad 20 lat pracują w korporacjach.