Podczas wtorkowego posiedzenia komisja opiniowała złożony przez klub Lewicy wniosek o przedstawienie na posiedzeniu Sejmu informacji ministrów spraw wewnętrznych i administracji oraz obrony na temat opisanej przez "Dziennik Gazetę Prawną" sprawy handlu bronią. Według gazety polska spółka Nattan uczestniczyła w transakcji, w wyniku której pociski moździerzowe z Serbii trafiły do Ukrainy, gdzie przejęli je prorosyjscy separatyści. Otrzymaliśmy informacje i komisja nie rekomenduje tego wniosku pozytywnie" - powiedział PAP przewodniczący komisji Waldemar Andzel (PiS). Komisja uznała, uzyskane wyjaśnienia za wystarczające - dodał.

Reklama

Również zasiadający w sejmowej speckomisji Marek Biernacki (PSL-Kukiz'15) powiedział PAP, że przedstawioną komisji informację uważa za wystarczającą. Wysłuchaliśmy informacji wiceministra obrony i szefów służb specjalnych. W tym przypadku uważam, że są one wystarczające - powiedział Biernacki. Andzel podał też, że komisja przyjęła we wtorek półroczny plan pracy - do końca lipca, i wybrała doradców.

W połowie grudnia ub.r. DGP pisał, że Polskę wmontowano w sprzedaż serbskiej broni na Ukrainę. "Firma z pozwoleniem na handel bronią od MSWiA wmieszała Polskę w międzynarodowy skandal. Okazuje się, że przedsiębiorstwo z Warszawy może sprowadzić 30 tys. pocisków do moździerzy, których nigdy nie zamawiało polskie wojsko" - podał DGP. Według dziennika, takie przedsiębiorstwo może także sprawić, aby zarówno pociski, jak i firma rozpłynęły się w powietrzu. "Pociski się odnalazły. Przejęli je na Donbasie prorosyjscy separatyści, którzy później urządzili z tego medialny show. Wszystko pod nosem Służby Kontrwywiadu Wojskowego" - napisała gazeta.

Informacje o nielegalnym imporcie broni na Ukrainę - znane wcześniej z doniesień medialnych - prezydent Serbii Aleksander Vucic potwierdził po tym, jak jego oponenci zaczęli publikować dokumenty w tej sprawie. Jak przekonywał, opozycja serbska, oskarżając władze o sprzedaż broni na Ukrainę, chciała pogorszyć stosunki serbsko-rosyjskie - relacjonował dziennik. "W tym momencie pojawia się Polska. Jako alibi i kozioł ofiarny. Bo Vucic przyciśnięty do muru potwierdził, że Serbia, owszem, sprzedawała powiązanej z Ukraińcami i zarejestrowanej na Cyprze firmie Petralink pociski do moździerzy kaliber 60 mm. Ich ostatecznym odbiorcą miała być jednak Polska. A konkretnie firma Nattan z Warszawy" - napisał DGP.

Serbski MSZ przekonywał ponadto, że choć Serbia nie ponosi odpowiedzialności za reeksport, to jednak ostateczny odbiorca musi poinformować o tym serbskie władze. W tym wypadku - mówił - nikt nie zwracał się z takim pytaniem do resortu - zaznaczył dziennik. DGP potwierdził autentyczność publikowanych przez serbską opozycję dokumentów, które dowodzą handlu pociskami moździerzowymi. Jak informuje, do procederu miało dojść w 2016 r., a operacyjnie sprawą miała się zajmować spółka z ograniczoną odpowiedzialnością Nattan, zarejestrowana w Warszawie.

To ta firma - jak wynika z dokumentów - jest też ostatecznym odbiorcą pocisków moździerzowych od serbskiej firmy Tehnoremont za pośrednictwem cypryjskiej Petralink. Na czele ostatniej, wskazywała DGB, stoi menedżer ukraińskiej zbrojeniówki Wołodymyr Petenko. W dokumentach zapisano, że serbskie pociski nie wyjadą poza granicę Polski - podkreśliła gazeta. "Problem w tym, że ostatecznie pociski znalazły się na Donbasie" - zaznaczył dziennik. Serbski Tehnoremont pociski miał pozyskać z państwowej fabryk broni. Prezydent Vucic twierdzi, że z punktu widzenia Serbii umowa jest "czysta jak łza". Serbskie służby miały ponadto poinformować rosyjski wywiad o tym, że Polska lub inny kraj mogły dokonać reeksportu - napisał DGP.

Reklama

Według artykułu problemem dla władz w Warszawie jest istnienie dokumentów potwierdzających, że Nattan rzeczywiście kupił w Serbii pociski i zobowiązał się do tego, że nie będzie ich reeksportował. "Jednak jak wynika z informacji DGP, nikt z polskich struktur państwowych ich nigdy nie zamawiał" - podała gazeta. "Jak zatem to możliwe, że w kraju pojawiło się 30 tys. pocisków z Serbii? I to sprowadzonych przez firmę, która ma legalne pozwolenie na obrót materiałami specjalnymi" - pytał dziennik. To, że firma Nattan, która pojawia się w dokumentach, ma koncesję, potwierdziło DGP polskie MSWiA. Według gazety reeksport pocisków wymagałby zgody Ministerstwa Rozwoju.

Według informacji gazety, deal domykał Ukrainiec Witalij Dementiew, w sprawie którego na Ukrainie prowadzone jest śledztwo dotyczące dostaw do tamtejszego MON sprzętu wojskowego po zawyżonych cenach za pomocą sieci firm takich jak Petralink czy Nattan. Nattan zaczęła pospieszenie ewakuować się z warszawskiej siedziby przed kilkoma miesiącami - mniej więcej wtedy, gdy pojawiły się dokumenty świadczące o współpracy firmy z Petralink i Ukraińcami - twierdzi cytowany przez DGP w grudniowym artykule informator.