Przez dwa stulecia sądzono, że Bóg nie lubi nowoczesności, a nowoczesność Boga. Komuniści dowodzili, że jedno wyklucza drugie,że modernizacja może się dokonać tylko przez ateizację. Z drugiej strony atakowali tę współpracę tradycjonaliści, którzy utrzymywali, że nowoczesność ze swojej natury jest ateistyczna, bo organizuje świat podług doczesnych celów. Z rzadka pojawiały się poglądy odmienne, jak Tocqueville'a ktory widział pozytywny związek między religią a demokracją, albo Webera, który pokazywał religijne źródła kapitalizm. Jednak te koncyliacyjne głosy ginęły w przekonaniach dominujących po obu stronach barykady - postępowej i tradycjonalnej - że społeczenstwo może służyć tylko jednemu panu: albo Bogu, albo wolności i dobrobytowi.
Druga połowa XX wieku przyniosła kompromis. Religia pogodziła się ze światem, również świat wyszedł pół kroku w stronę religii. Dziś religia i nowoczesność to częste połączenie. Kapłani lubią szybkie auta i elektroniczne media, nowoczesność lubi z kolei pokój społeczny i moralny ład, ktore na masową skalę produkować potrafi tylko religia. Religia i polityka znowu robią to, co zawsze tak dobrze potrafiły - prosperować w systemie podziału pracy. Gdzie tron i ołtarz oznaczały fragmenty tego samego społecznego systemu.
Wiele z tego co Marks pisał o związkach z religii z nowoczesnością (oczywiście to była inna nowoczesność) można odnieść do dzisiejszej. Religia stabilizuje porządki polityczne, otacza ochroną (choćby tylko obojętności) ekonomiczny ład, zgłasza roszczenia wobec dusz jedynie w ich czasie wolnym od pracy i od dyskusji politycznej.Gdzie niegdzie religia pełni rolę rebelianta, ale jest to rzadkością. Raczej widzimy powrót do wielkiej symbiozy.
Kto dziś kontestuje tą koalicję? Lewicowi anarchiści, ktorzy domagają się sprawiedliwszego świata (do nich Ratzinger napisał swoją ostatnią encyklikę o niemożliwości doskonałego ładu). Religijni fundamentaliści, którzy nie dostrzegli, że państwo znowu jest sojusznikiem religii, a nie wrogiem. I wreszcie, intelektualiści, którzy nie przyjęli lekcji Woltera, że nie trzeba przekonywać ogółu do wszystkich swoich przekonań.
Rozpisując to na warunki polskie mielibyśmy młodą lewicę, katolickich integrystów z programów Pospieszalskiego, nieprzyjaciół Pana Boga skupionych dawniej wokół tzw. liberalnych mediów a dziś błąkających się w rozproszeniu, oraz niektórych kapłanów, którzy nie rozumieją że symbioza z państwem polega na podziale, a nie na zgarnięciu pełnej puli.
Robert Krasowski