Sprawa nabrała rozgłosu po jednej z lekcji w warszawskiej podstawówce. Na zajęciach nauczyciel omawiał z dziećmi problem związany z używaniem wulgaryzmów. Jedna z uczennic wyjęła wtedy z tornistra książkę i przeczytała z niej kilka wybranych fragmentów. Między innymi tak

Reklama

"-Zeze, nie wierz we wszystkie bzdury, które plecie wujek Edmondo. Jest trochę stuknięty, trochę kłamie.
- To znaczy, że jest sk...synem?
-Słuchaj, już nie raz dostałeś w twarz za używanie brzydkich wyrazów".

Po przeczytaniu tych fragmentów dzieci uznały, że skoro takie słowa są w książce polecanej 12-latkom, to można ich używać.

">Moje drzewko pomarańczowe< to książka, którą powinny przeczytać dzieci" - z przekonaniem mówi Grzegorz Leszczyński, historyk literatury dziecięcej. Jego opinię przytacza portal tvn.24. To właśnie Leszczyński rekomendował wydanie "Mojego drzewka..." fundacji ABCXXI i to dlatego lektura trafiła do cyklu "Cała Polska Czyta Dzieciom" dostępnego wraz z tygodnikiem "Polityka".

Reklama

Leszczyński broni publikacji: "To jest mistrzostwo książki, że potrafi ona postawić dziecko twarzą w twarz z trudnymi problemami" - mówi portalowi tvn.24. Decyzji o wydaniu lektury w serii dla dzieci broni też Piotr Zmelonek z "Polityki". "Każdy rozsądny rodzic po prostu, albo tego nie przeczyta, albo przeczyta i wytłumaczy" - przekonuje Zmelonek.