DGP: Kontrola dotycząca stosowania amantadyny w leczeniu COVID-19 trwała niemal rok, więcej niż inne tego rodzaju kontrole. W efekcie placówka, która przyczyniła się do rozpropagowania amantadyny jako leku na koronawirusa, dostała zakaz stosowania tej substancji w leczeniu COVID-19.

Reklama
Bartłomiej Chmielowiec: Temat jest bardzo wrażliwy społecznie, musieliśmy zgromadzić na tyle silne dowody – stąd prośby o opinie konsultantów krajowych z różnych dziedzin oraz stanowiska innych instytucji – żeby obronić decyzję w sądzie administracyjnym.
Doktor Bodnar, który amantadynę wypisywał i którego placówkę kontrolowaliście, już zapowiada odwołanie.
Jestem przekonany, że nasza decyzja się utrzyma. W pięć lat na 474 decyzje merytoryczne tylko cztery zostały prawomocnie uchylone. W tym przypadku mamy bardzo silny materiał. Brak jest dowodów naukowych świadczących o skuteczności i bezpieczeństwie stosowania amantadyny w leczeniu COVID-19 u ludzi.
A co z resztą pacjentów? Jak on się przeniesie do innej placówki, to już będzie mógł wystawiać recepty na amantadynę.
To prawda. Ale nie mamy narzędzi, które pozwoliłyby wydać zakaz dla wszystkich.
Podobnie było przy wlewach witaminowych, które były stosowane u pacjentów przy różnego rodzaju schorzeniach, np. onkologicznych. Zakazywaliśmy takich niepotwierdzonych naukowo praktyk konkretnym placówkom, w których prowadziliśmy kontrole. Decyzja zawsze dotyczy konkretnej placówki – bo nie dotyczy lekarzy, tylko podmiotów.