Tusk podczas wystąpienia na Uniwersytecie Zielonogórskim, mówiąc o agresji Rosji na Ukrainę podkreślił, że w jakimś sensie powinna się ona stać "taką lekcją, takim memento dla wszystkich i w Europie - ale skupmy się na naszym kraju - dla tych wszystkich, którzy z różnych powodów chcieliby unieważnić albo osłabić to europejskie i zachodnie status quo".
Podkreślił, że składają się na to "UE, Pakt Północnoatlantycki, procesy integracyjne w ramach UE i odejście od filozofii agresywnego nacjonalizmu, gdzie państwa narodowe głównie skupiają się na konfliktach między sobą". - Wydaje się, że ta lekcja ukraińska pokazuje nam dziś najwyraźniej, jak ważne dla naszego fundamentalnego bezpieczeństwa, właściwie to jest kwestia "być albo nie być" Polski i nas jako ludzi w tej części świata, jak ważne jest to, że udało się Polskę zakorzenić w strukturach Zachodu, że - mimo różnych turbulencji, napięć - Zachód nie rozpadł się, choć próby, jak wiecie trwają - kontynuował polityk PO.
Bliskość polsko-ukraińska okazała się silniejsza niż resentymenty
Tusk podkreślił, że ta wojna dotyczy naszych sióstr i braci. Zauważył, że "ta bliskość polsko-ukraińska okazała się bez porównania silniejsza niż resentymenty uzasadnione historycznymi, tragicznymi zdarzeniami z naszej historii".
- Rozbicie Zachodu, rozluźnienie w Unii Europejskiej, czy wyprowadzenie Polski z Unii będzie oznaczać katastrofę - ocenił, zauważając, że "nasze bezpieczeństwo jest wynikiem zakorzenienia w UE i w NATO". - Jeśli będziemy szukali innej Unii Europejskiej, innej demokracji niż ta, którą zbudowaliśmy, to znajdziemy się w sytuacji zagrożenia nie tylko tych wartości, ale też fizycznego zagrożenia dla Polek i Polaków - powiedział Tusk.
"Katastrofa trudna do wyobrażenia"
- Jeżeli górę wezmą emocje, ludzie, środowiska, interesy i okaże się, że za dwa, trzy lub pięć lat Unia Europejska się rozpadnie, albo Polska zostanie wyprowadzona z Unii Europejskiej, byłaby to katastrofa o konsekwencjach trudnych do wyobrażenia - oświadczył szef PO. - Jako historyk mam stuprocentowe przekonanie, że rozbicie Zachodu, rozluźnienie w Unii, wyprowadzenie Polski z Unii oznaczać katastrofę - dodał.
Tusk zwracał też uwagę, że jeśli wsłuchać się w narrację Putina i "Putinopodobnych" polityków na świecie, to tam kwestia podporzadkowania prawa, sądów, instytucji, które u nas są niezależne od władzy politycznej, jest jedną z absolutnie naczelnych. Zauważył, że oni wszyscy powtarzają te same tezy, że liberalna demokracja jest zgniła, prawa człowieka to wymysł mający osłabić zdrowy naród, a mniejszości i inny kolor skóry lub orientacja seksualna to coś, co powinno być w ogóle wyeliminowane z naszego życia publicznego. - I na końcu ich główną tezą polityczną jest rozbicie wspólnoty Unii i NATO - podkreślił były premier.
- Ci nasi główni wrogowie, ale też wewnętrzni przeciwnicy liberalnej demokracji dobrze zrozumieli, że jeśli uda się rozbić Unię Europejską, osłabić NATO i podzielić np. Europę i Stany Zjednoczone - nad czym Władimir Putin i Donald Trump ciężko pracowali - to w ten sposób najskuteczniej obali się także system myślenia oparty na wolności, poszanowaniu drugiego człowieka, wyrzeczeniu się siły i przemocy w polityce, ładu międzynarodowego, albo pokojem w skali globalnej - ocenił Tusk.
"Władza użyła czegoś, co powinno być neutralne"
Jak powiedział, w najbliższych wyborach "potrzebna jest możliwie efektywna kontrola społeczna wyborów". - W każdym z lokali wyborczych muszą być ludzie reprezentujący obywateli czy opozycję i pilnujący, by nie dochodziło do fałszerstw na elementarnym poziomie - stwierdził w odpowiedzi na pytanie o kwestię kontroli wyborów, fałszerstw oraz odzyskiwania przez PO i opozycję w ogóle głosów tak, by doprowadzić do jej zwycięstwa w najbliższych wyborach parlamentarnych.
Tusk podkreślił, że "według definicji międzynarodowych i obserwatorów wybory prezydenckie w Polsce nie były uczciwe". Mówił, że były one "wolne, procedury były mniej więcej zachowane, ale wybory były nieuczciwe". Podkreślił, że na część metod władzy nie ma obecnie wpływu dopóki rządzi PiS. - Nie odzyskamy TVP Info, bo nieuczciwość wyborów polegała między innymi na tym, że władza użyła czegoś, co powinno być neutralne, a zostało użyte jako element potężnej machiny propagandowej na rzecz jednego kandydata - powiedział b. premier. Jak ocenił, wybory były przez to wypaczone.
Jak dodał, wydaje mu się "prawie pewne", że gdyby wybory były w pełni uczciwe to prezydentem byłby dziś polityk PO Rafał Trzaskowski. Zaznaczył, że obecnie "potrzebna jest możliwie efektywna kontrola społeczna wyborów". - My mamy w tej chwili zarejestrowanych, sama PO, około 14 tys. osób, które zgłosiły się do społecznej kontroli wyborów i są w naszej bazie danych. Koordynuje to i jest rdzeniem całej akcji Komitet Obrony Demokracji. Właśnie kończą się prace nad aplikacją, nad całym też projektem internetowym, który umożliwi nam nie tylko kontrolę, ale że będziemy w stanie ogłosić precyzyjnie wynik wyborów dosłownie kilka godzin po nich - zapewnił Tusk.
Według niego obecnie najważniejsza jest jednak mobilizacja przeciwników PiS. Lider Po podkreślał, że skupia się obecnie na tym, by organizacja, której przewodzi, była profesjonalnie przygotowana najlepiej w Polsce. Jak zauważył, w przypadku poprzednich wyborów to polityczny przeciwnik był lepiej przygotowany - wyciągnął lekcje z przeszłości i zjednoczył się. Tusk ocenił, że w Zjednoczonej Prawicy "aż wrze", a jej liderzy "delikatnie mówiąc nie przepadają za sobą".
Szef PO zapewnił, że jego relacje z liderami Polski 2050 i PSL są "wzorowe i można powiedzieć rodzinne w porównaniu z tym, co dzieje się w obozie PiS i Zjednoczonej Prawicy". Mimo to zauważył, że te właśnie partie miały jedną listę do wyborów.
Sylwia Dąbkowska-Pożyczka, Marcin Rynkiewicz