A zawinił podwójnie – raz jako zwierzchnik prokuratury, drugi – jako inicjator złych, ograniczających sądom pole manewru przepisów. Owszem, sąd mógł mimo to znaleźć sposób na wymierzenie kary, która nie byłaby tak rażąco niewspółmierna do naganności czynu. Jednak warto pamiętać o jednym: najbardziej winna w całej sprawie jest sama skazana.

Reklama

Przypomnijmy. Marika M. wraz z Michałem O. i dwoma – jak to się ładnie mówi – nieustalonymi sprawcami, zaatakowali w 2020 r. jedną z uczestniczek poznańskiego Marszu Równości. Krzycząc m.in. „lesby” i „oddajcie tę szmatę”, napastnicy próbowali wyszarpać dziewczynie torbę w kolorach tęczy, symbolizującej społeczność LGBT+. Nie udało się, ale w wyniku szarpaniny poszkodowana doznała lekkich obrażeń ręki. Prokurator zakwalifikował czyn jako usiłowanie rozboju o charakterze chuligańskim, a w akcie oskarżenia zażądał trzech lat pozbawienia wolności (co w tym przypadku było karą minimalną) i zakazu zbliżania do pokrzywdzonej przez pięć lat. Sąd rejonowy w Poznaniu w wyroku z sierpnia 2021 r. zgodził się zarówno z zaproponowaną kwalifikacją prawną, jak i z wysokością kary. Z tą różnicą, że zamiast pięcioletniego zakazu zbliżania – jak chciał prokurator – orzekł dwa lata.

Marika, w odróżnieniu od swojego kompana, nie zaskarżyła wyroku (choć na nic mu się to zdało), więc po upływie terminu na wniesienie apelacji orzeczenie się uprawomocniło. Ale do więzienia też nie miała zamiaru się stawić – trzeba było wysłać za nią list gończy. Zaczęła „garować” dopiero od czerwca 2022 r. Aż do ubiegłego piątku, kiedy to Zbigniew Ziobro, opiniując prośbę o prezydenckie ułaskawienie, złożoną przez rodziców Mariki, nakazał natychmiastowe wstrzymanie wykonania kary. Ba, jak pochwalił swego pryncypała wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł, Ziobro nie tylko ją zwolnił, lecz także zapewnił transport do domu. Nic mi nie wiadomo, czy był to transport z honorami, czerwonym dywanem i asystą ubranych na galowo oficerów Służby Więziennej, a frapuje mnie to niezmiernie. Bo nigdy nie słyszałem, żeby jakiegokolwiek wypuszczonego z zakładu więźnia dowożono do domu (no, chyba że był obłożnie chory). Nawet jak zwalniali Tomasza Komendę, któremu wymiar sprawiedliwości złamał pół życia, to po prostu pokazali mu drzwi. Chciałbym więc wiedzieć, na jakiej podstawie tak uprzywilejowano Marikę. Wygląda to na przekroczenie uprawnień przez urzędnika państwowego.

CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>