Pismo dotyczy szarpaniny, do której doszło w październiku zeszłego roku na jednej ze stołecznych ulic.
- Nie obawiam się procesu. To ja zostałem pobity - deklaruje Przemysław Wipler.
Tymczasem, jak wynika z wersji prokuratury, to Wipler miał ostro zareagować na policyjną interwencję, w tym machać rękoma i krzyczeć m.in. chu..., kur..., chamy, psy, jak donosi "Gazeta Wyborcza".
Agresja Wiplera miała być jeszcze większa, kiedy policjant uprzedził go, że użyje siły i gazu pieprzowego, jeśli ten się nie uspokoi.
- Poseł kopał leżącego pod nim policjanta w udo, a policjantkę w brzuch. Wypadła jej krótkofalówka. Funkcjonariuszka uderzyła posła gumową pałką w uda i łydki. Z odsieczą przybyli jej taksówkarz i ochroniarz z pobliskiego klubu. Złapali Wiplera za nogi. Znowu psiknięcie gazem pieprzowym. W końcu udało się skuć polityka, ale wciąż się wyrywał i klął, podaje dziennik.
Wipler miał też wpaść w szał, a kiedy chciano go przewieźć na izbę wytrzeźwień, to zaczął krzyczeć także Wy kur..., jestem posłem!.
Prokuratura chce zarzucić Wiplerowi naruszenie nietykalności i znieważenie policjantów. Przestępstwa te zagrożone są karą pozbawienia wolności do trzech lat.