"Mamy do czynienia z fikcją, w której żyjemy od wielu lat" - ujawnia z rozbrajającą szczerością Mirosław Barszcz, odchodzący z Ministerstwa Finansów były wiceminister tego resortu. Przyznaje, że Polacy nie wierzą w struktury państwa i są przekonani, że pieniądze, które płacą w podatkach i tak zostaną zmarnowane.

Dziś z najwyższych stawek, płaconych przez najlepiej zarabiających Polaków (30- i 40-proc.), wpływa do budżetu tylko nieco ponad 4 mld zł. Co gorsza, duża część pochodzi z dochodów osób, którym zatrudnienie daje państwo. Prawdopodobnie blisko połowa z tych 4 mld zł to podatek, który państwo płaci samo sobie. "Wielu podatników poza sferą publiczną albo ukrywa część dochodów, albo - w najlepszym razie - przeszła na działalność gospodarczą" - ocenia były wiceminister, który jest specjalistą w zakresie prawa podatkowego.

Wpływy z podatku dochodowego od ludności (PIT) i od przedsiębiorstw (CIT) to teoretycznie 80 mld zł rocznie, czyli około 40 proc. przychodów budżetu. Jednak gdy przyjrzymy się temu dokładnie, to okaże się, że wśród firm podatki płacą głównie instytucje, banki, towarzystwa ubezpieczeniowe, spółki giełdowe i przedsiębiorstwa państwowe. Czyli te, które nie mają możliwości zaniżania kosztów i ucieczki od podatku. Większość pozostałych firm nieustannie wykazuje stratę. Udział podatników, którzy płacą jakiekolwiek podatki, spadł w ostatnich kilku latach o około 20 proc. Mirosław Barszcz podkreśla, że w przypadku podatku dochodowego od osób fizycznych jest nawet gorzej.

Wyjściem byłoby ograniczenie roli podatku dochodowego. "Obecny model nie sprawdza się, bo jest ściśle powiązany z systemem zasiłków społecznych, z systemem emerytalno-rentowym" - twierdzi "Rzeczpospolita".







Reklama