Koalicja składająca się ze Stanów Zjednoczonych, Francji, Wielkiej Brytanii, Kanady i Włoch prowadzi operację mającą na celu unieszkodliwienie libijskiej obrony przeciwlotniczej - poinformował Pentagon. Celem ataków powietrznych są stanowiska sił Muammara Kadafiego w okolicach Trypolisu i Misraty - powiedział anonimowo przedstawiciel amerykańskiego ministerstwa obrony. Operację nazwano "Świt Odysei".

Reklama

Około 25 okrętów koalicji, w tym trzy amerykańskie jednostki podwodne wyposażone w pociski Tomahawk, operują na Morzu Śródziemnym. W okolicy znajduje się również pięć amerykańskich samolotów zwiadowczych.

Brytyjski premier David Cameron potwierdził, że w akcji są okręty wojenne Zjednoczonego Królestwa. Według władz w Paryżu, francuskie lotnictwo zniszczyło po południu pierwsze cele należące do sił libijskiego dyktatora: czołgi i wozy pancerne.

Telewizja Al-Dżazira podała, powołując się na niezidentyfikowane źródła, że w okolicach Bengazi, głównego bastionu powstańców walczących z siłami Kadafiego, francuskie samoloty ostrzelały i zniszczyły cztery libijskie czołgi. Około 20 samolotów francuskich prowadzi działania w promieniu 100-150 kilometrów wokół Bengazi.

Resort obrony Francji podał, że lotniskowiec Charles de Gaulle z myśliwcami Rafale i Super Etendard na pokładzie wypłynie w niedzielę z portu w Tulonie i skieruje się w stronę wybrzeża Libii. Okrętowi będą towarzyszyć dwie fregaty i tankowiec La Meuse.

Kryzys w Libii na nadzwyczajnym szczycie w Paryżu omawiali m.in. przywódcy krajów Unii Europejskiej, amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton, sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun, przywódca Ligi Arabskiej Amr Musa.

Gospodarz spotkania prezydent Sarkozy podkreślił, że Kadafi może jeszcze "uniknąć najgorszego", jeśli zaakceptuje "natychmiast i bezwarunkowo" ostatnią rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ, zakazującą lotów nad Libią. Zastrzegł, że "drzwi dyplomacji otworzą się na nowo, kiedy przemoc (ze strony sił Kadafiego) ustanie".

Reklama

W nocy z czwartku na piątek RB ONZ zaakceptowała ustanowienie nad Libią strefy zakazu lotów i podjęcie "wszelkich środków niezbędnych" do ochrony ludności cywilnej przed atakami sił wiernych Kadafiemu.



Według źródeł dyplomatycznych, w pierwszych atakach lotniczych na bazy Kadafiego mają wziąć udział - oprócz Francji - Wielka Brytania i Kanada, później do operacji mają dołączyć Stany Zjednoczone, a następnie państwa arabskie.

Udział w interwencji wykluczyli natomiast ze strony Niemiec - Angela Merkel i Polski - Donald Tusk. Niemiecka kanclerz podkreśliła w Paryżu, że światowe mocarstwa są jednomyślne co do tego, iż przemoc w Libii musi się zakończyć.

Polski premier potwierdził, że Polska jest gotowa uczestniczyć w pomocy humanitarnej dla Libii, ale nie weźmie udziału w żadnej akcji militarnej. Tusk potwierdził pełne poparcie Warszawy dla ostatniej rezolucji.

W rozmowie z dziennikarzami polski premier nie chciał mówić o szczegółach aspektów militarnych libijskiej operacji, bo - jak powtórzył - Polska nie weźmie udziału w takiej akcji. Powiedział za to, że przywódcy na spotkaniu zastanawiali się też nad tym, w jaki sposób logistycznie wesprzeć ewentualnych uchodźców z Libii, gdyby walki w tym kraju się przedłużały. "Na razie mogę potwierdzić, że te możliwości logistyczne Polska ma (...); myśleliśmy także - po zakończeniu wojennej sytuacji - o ewentualnej organizacji szpitala polowego w Bengazi lub innym miejscu, które by tego wymagało" - zaznaczył szef rządu.

Pytany, czy polski okręt Xawery Czernicki weźmie udział w operacji w Libii, Tusk powiedział, że na razie nie przewiduje takiej sytuacji. Premier zaznaczył, że na spotkaniu nie było żadnych rozmów o lądowej akcji militarnej w Libii.

Brytyjski premier David Cameron oświadczył w Paryżu, że nadszedł czas, by w Libii "przejść do czynów" w celu powstrzymania dalszego mordowania cywilów. Londyn zadeklarował już w piątek, że skieruje swoje myśliwce do baz - prawdopodobnie na Cyprze - z których będą mogły one egzekwować wprowadzenie strefy zakazu lotów nad Libią.



Akcję zbrojną swych sojuszników w Libii poparły Stany Zjednoczone. Szefowa amerykańskiej dyplomacji Hillary Clinton przyznała, że reżim w Trypolisie nie przestrzega zawieszenia broni, które sam obiecał w piątek, i nadal atakuje siły powstańców.

Clinton nie powiedziała co dokładnie i kiedy zrobią amerykańskie wojska, ani nie chciała ujawnić jakie są plany wojsk sojuszniczych odnośnie do Libii. Dodała tylko, że USA "mają unikalne możliwości militarne i wykorzystają je, aby pomóc europejskim i kanadyjskim sojusznikom oraz arabskim partnerom w powstrzymaniu dalszej przemocy przeciw cywilom". Podkreśliła też - podobnie jak prezydent Barack Obama - że USA nie wyślą do Libii wojsk lądowych.

Według "Le Figaro" w interwencji mogą jednak uczestniczyć amerykańskie samoloty wielozadaniowe F-15 i F-16 oraz lotniskowiec Enterprise znajdujący się już na Morzu Śródziemnym.

Premier Włoch Silvio Berlusconi oświadczył, że na razie jego kraj oddaje dla potrzeb operacji w Libii tylko swoje bazy. Jeśli natomiast będzie taka potrzeba, to Włosi będą także uczestniczyć w nalotach. Berlusconi poinformował, że na wniosek strony włoskiej centrum koordynowania operacji znajdować się będzie prawdopodobnie w Neapolu.

Premier Kanady Stephen Harper zapowiedział w Paryżu, że jego kraj przyłączy się do operacji w Libii. Harper oświadczył, że podejmowane są także działania na morzu, w tym blokada morska. "Parametry naszej misji są jasne. Mają szeroki zasięg, ale nie uwzględniają działań na lądzie" - sprecyzował premier. Wyraził przekonanie, że jeśli Kadafi utraci zdolność działania za pomocą swych sił zbrojnych, przeważających nad powstańcami, to "nie będzie w stanie utrzymać kraju".

Kadafi skierował w sobotę "pilne" wystąpienie do prezydentów USA i Francji, premiera W. Brytanii i sekretarza generalnego ONZ, ostrzegając w nim Zachód przed interwencją militarną w Libii. "To niesprawiedliwość, to czysta agresja" - zacytował słowa Kadafiego jego rzecznik Musa Ibrahim. "Jeśli wykonacie krok w kierunku ingerencji w nasze sprawy wewnętrzne, pożałujecie tego" - groził Kadafi. Według Ibrahima, Kadafi w osobnym liście przestrzegł USA, że on i wszyscy Libijczycy są "gotowi umrzeć", by bronić swojej ojczyzny.



Tymczasem agencje informowały, że w libijskim mieście Zintan, ok. 130 km na południe od Trypolisu, trwały walki. Według telewizji Al-Arabija, prowadzony jest ostrzał Zintanu z północy i z południa. Z miasta, które znajdowało się w rękach rebeliantów, uciekają mieszkańcy. W Zintanie zaciekłe walki trwały już od czwartku wieczorem.

Z kolei libijscy rebelianci ogłosili, że odparli ofensywę sił rządowych na miasto Misrata, ok. 200 km na wschód od Trypolisu. W walkach zginęło 27 powstańców. Według rzecznika rebeliantów, siły rządowe wkroczyły do miasta, po czym zostały odparte. Przeciwnicy Kadafiego przejęli kontrolę nad Misratą zaraz po rozpoczęciu antyreżimowej rewolty w połowie lutego.

Powstańcy twierdzą również, że obronili Bengazi, wypierając stamtąd siły lojalne wobec pułkownika Kadafiego.

"Natychmiastowego zaprzestania działań wojskowych" przeciwko cywilom zażądała od władz w Libii Organizacja Konferencji Islamskiej (OKI), skupiająca kraje o przewadze mahometan. Deklarację w tej sprawie przyjęto na zakończenie nadzwyczajnego spotkania ministrów krajów członkowskich w saudyjskim mieście Dżudda, siedzibie organizacji. Jednocześnie OKI upoważniła państwa członkowskie do nawiązywania bezpośrednich kontaktów z kierownictwem libijskich sił powstańczych w Bengazi.