9 lat mija, od chwili 53-letni Stanisław Kędzior z Rudy Różanieckiej zachorował na schizofrenię. Jego brat złożył w sądzie wniosek o ubezwłasnowolnienie, a sam stał się prawnym opiekunem chorego. Stanisław Kędzior nie ma teraz żadnych praw: nie może wynająć mieszkania, zawrzeć małżeństwa, kupić samochodu, a nawet napisać testamentu. Nie może też decydować o tym, gdzie chce mieszkać, a wcale nie podoba mu się dom opieki społecznej, w którym umieścił go brat. Niestety nie może też złożyć wniosku, by sąd uchylił decyzję o ubezwłasnowolnieniu. 2 lata temu poskarżył się na to do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Nie wiadomo jednak, jak długo poczeka na decyzję w swojej sprawie. Jest sfrustrowany, bo - jak twierdzi - czuje się już dużo lepiej.

Reklama

- Niestety takie sytuacje zdarzają się w Polsce dosyć często - mówi dr Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Kiedy już raz ktoś zostaje sądowo ubezwłasnowolniony, bardzo ciężko jest mu potem to odkręcić - dodaje Bodnar. Problem w tym, że z roku na rok polskie sądy coraz chętniej stosują przepis z Kodeksu Postępowania Cywilnego o ubezwłasnowolnieniu. W 1984 roku praw pozbawionych było 24 tylko tysiące Polaków, w 1999 już 35 tysięcy, a w 2008 liczba ta wzrosła do 60,5 tysiąca.

- To rzeczywiście ogromny wzrost - przyznaje specjalista od prawa karnego dr Teodor Bulenda. - Coraz więcej Polaków wie, że ubezwłasnowolnienie można wykorzystać do przymuszenia do leczenia ludzi chorych psychicznie, alkoholików czy narkomanów. Ale z drugiej strony cały czas rośnie liczba przypadków, gdy ubezwłasnowolnienie to zwykłe nadużycie - dodaje dr Bulenda. On sam jako ekspert w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, sprawdzał, jak wygląda życie osób pozbawionych praw. Zauważył wtedy, że smutną normą jest to, iż osoba ubezwłasnowolniona mieszka w domu opieki, a w jego własnym mieszkaniu przebywa opiekun prawny, zazwyczaj ktoś z rodziny.

Podobne spostrzeżenia mają inni eksperci. - Częstym motywem i przyczyną ubezwłasnowolnienia są spodziewane korzyści majątkowe. Spotykaliśmy się z przypadkami, że osoba, która wystąpiła o ubezwłasnowolnienie kogoś, chciała po prostu przejąć jego rentę - mówi Dariusz Chaciński dyrektor zespołu prawa cywilnego z biura Rzecznika Praw Obywatelskich

Reklama

Właśnie dlatego Jarosław Kamiński, prawnik z Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym, jest zdecydowanym przeciwnikiem wydawania przez sądy decyzji o ubezwłasnowolnieniu. - Teraz np. zajmujemy się 26-letnią dziewczyną z lekkim stopniem niepełnosprawności intelektualnej, którą matka chce ubezwłasnowolnić. Powód? Córka wyprowadziła się z domu i chce sama decydować o swoim życiu. Matce nie podoba się to, że utraciła nad nią kontrolę, więc walczy w sądzie o pozbawienie dorosłej dziewczyny jej praw - opowiada.

Problem jest na tyle duży, że kilka lat temu Rzecznik Praw Obywatelskich złożył wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, by osoby ubezwłasnowolnione mogły same składać wniosek o uchylenie lub zmianę tej decyzji. Po interwencji RPO zmieniły się procedury orzekania o ubezwłasnowolnieniu. Teraz sędzia musi wysłuchać osoby, której sprawa dotyczy, a badania musi przeprowadzić psychiatra. - Wcześniej spotkaliśmy się nawet z przypadkiem, że opinie składał weterynarz - mówi Chaciński.

Sądy jednak nie zawsze przestrzegają nowych przepisów. - Borykając się z ogromną liczbą spraw, rozpatrują je bardzo pobieżnie - przyznaje dr Bulenda. - Często sędzia nawet nie widzi osoby, dla której wydaje takie orzeczenie - opowiada były sędzia z województwa świętokrzyskiego.

A doktor Bulenda dodaje, że nadal pokutuje w Polsce przekonanie, że ubezwłasnowolnienie chorego, upośledzonego, czy uzależnionego ma pomagać jego rodzinie. - A to ma być pomoc dla chorego - tłumaczy.