Sizych twierdzi, że zdjęcia które sam opublikował zostały skopiowane z bloga Tatiany Karacuby. - Zdjęcia dostała Karacuba od anonimowego źródła z Krymu - mówi tvn24.pl Sizych. Jak dodaje, oboje jednocześnie 27 września umieścili zdjęcia w internecie.

Reklama

- Jak takie rzeczy się pojawiają, nigdy nie interesuję się, kto, co, dlaczego to wkłada do internetu - bloger przyznaje, że źródło nie jest dla niego ważne, istotne, że otrzymuje dane, które są dla niego przydatne. - Nigdy nie interesuję się, kto jest informatorem. I dlaczego to robi. Widać ktoś nie chce być współuczestnikiem tego - dodaje Sizych.

Sizych powiedział, że ani Komitet Śledczy, ani żadna inna rosyjska instytucja państwowa nie kontaktowała się z nim po opublikowaniu drastycznych zdjęć na blogu. - Wielokrotnie wcześniej miałem z nimi do czynienia - mówi Sizych.

Dodał też, że zdjęć jest więcej. - Opublikowano trzy nowe zdjęcia. Widziałem je po raz pierwszy wczoraj - powiedział bloger.

Tymczasem w środę Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej oświadczył, że podjęto kroki zmierzające do usunięcia tych materiałów ze środków masowego przekazu, ustalenia osoby która wykonała i upubliczniła zdjęcia, a także wyjaśnienia motywów danych działań.