Ze zdjęć spogląda mądrym, przenikliwym wzrokiem. Ma szlachetne, piękne rysy twarzy. We wspomnieniach zachowała się jako osoba szorstka, ostra, przekorna, ale też o dużym poczuciu humoru i ciętym języku. Poetka Joanna Kulmowa twierdziła, że Iłłakowiczówna miała nienaganne maniery i że wiele wymagała - od siebie i innych. Ale potrafiła też być duszą towarzystwa i chętnie uczestniczyła w spotkaniach.
Choć jej talent poetycki był powszechnie doceniany, Iłła, bo tak ją nazywano, nie chciała brylować na salonach ani siedzieć przy stoliku Skamandrytów w Ziemiańskiej. Wolała sekretarzować Józefowi Piłsudskiemu.
Była bardzo dyskretna, w jej długim życiu wiele spraw pozostało więc nieco tajemniczych i do końca niewyjaśnionych. Już z datą urodzin są problemy. Urodziła się 6 sierpnia roku 1889 albo 1892. Zmarła 16 lutego 1983 roku w Poznaniu. Skąd te nieścisłości? Po prostu Iłłakowiczówna w pewnym momencie przerobiła swoją metrykę.
Naznaczona, bo nieślubna
Pewne jest jednak to, że na świat przyszła w Wilnie i że jej matką była nauczycielka języków Barbara Iłłakowiczówna. Kazimiera i jej młodsza siostra były nieślubnymi córkami Klemensa Zana, syna Tomasza, przyjaciela Adama Mickiewicza, założyciela Promienistych i Towarzystwa Filomatów. W owych czasach być nieślubnym dzieckiem to nie był - najdelikatniej rzecz ujmując - powód do dumy.
Barbara Iłłakowiczówna starała się więc chronić córki. Tuż po urodzeniu dziewczynki przypisane zostały dwóm rodzinom. Po pokrewieństwie z Zanami w papierach nie ma śladu.
Prawdę Iłłakowiczówna poznała dopiero, gdy była kilkunastoletnią panną, uczennicą Szkoły im. Cecylii Plater-Zyberkówny w Warszawie. Jedna z nauczycielek, wyprowadzona z równowagi jej wyniosłością, rzuciła jej w twarz, że jest nieślubną córką Klemensa Zana.
Iłłakowiczówna przez całe życie skrywała skrzętnie tajemnicę swego pochodzenia i bardzo cierpiała, że jest bękartem. Po raz pierwszy napisała, że jest córką Klemensa Zana dopiero w testamencie, który sporządziła w 1961 r.
Przyszłą poetkę wychowała arystokratka Zofia Buyno z Plater-Zyberków. U swojej znajomej zobaczyła zdjęcie dziewczynki i kiedy dowiedziała się, że dziecko jest sierotą, postanowiła wziąć je do siebie. Mama Zofia, bo tak ją Kazimiera nazywała, była największą miłością jej życia. Zapewniła jej świetne wychowanie i wykształcenie.
Kazimiera znała biegle sześć języków, w tym francuski, niemiecki i angielski, studiowała filologię polską i angielską na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Rosła z przekonaniem, że jako sierota i bękart na swoją pozycję musi solidnie zapracować.
Poetką być nie wypada
Gdy wybuchła I wojna światowa, Iłłakowiczówna została siostrą miłosierdzia i przez dwa lata, od 1915 roku, razem z oddziałem sanitarnym zwanym „czołówką polską" przemierzała Rosję konnymi wozami i pociągami. Opatrywała żołnierzy, towarzyszyła im w umieraniu i ... tworzyła poezję. W tamtym czasie pisała głównie wiersze patriotyczne. Mama Zofia patrzyła na to z niechęcią, bo panience z dobrego domu nie wypada być poetką.
Pracę w MSZ Iłłakowiczówna dostała w 1918 r. Była państwowcem i dumą napawało ją to, że pracuje dla niepodległej Polski. Poezję pisała po godzinach i traktowała po macoszemu. Choć zachwycali się nią krytycy i koledzy poeci, ona codziennie rano szła do biura, co według środowiska artystycznego gwarantowało poetycką śmierć. Nawet w książce telefonicznej figurowała jako urzędniczka i nie chciała się zapisać do PEN Clubu.
Sekretarz Marszałka
Józefa Piłsudskiego Iłłakowiczówna poznała w 1911 r., gdy odwiedzała siostrę w Krakowie. Barbara wynajmowała pokój w mieszkaniu Piłsudskich przy ul. Szlak i tłumaczyła jego wystąpienia na angielski. Kazimierę Piłsudski zafascynował, a on bardzo ją polubił. Świetnie się dogadywali i obdarzyli zaufaniem. Iłła będzie potem mówiła, że pokochała Marszałka głęboką, platoniczną miłością.
Gdy tworzył legiony, Kazimiera uczyła się w kolegium w Oksfordzie. Wysłała do niego list, w którym żądała, by przyjął ją jako adiutanta. Napisała, że uczy się strzelać i na pewno się przyda. Piłsudski był jednak niechętny kobietom w czynnej służbie wojskowej i w długim liście jej ten pomysł wyperswadował.
Ale dekadę później, w 1926 roku, sam zaproponował jej pracę. Chciał, żeby została jego sekretarzem. Zgodziła się, choć posada była dużo poniżej jej możliwości. Oddelegowano ją z jej ukochanego MSZ i - jakbyśmy dziś powiedzieli - Iłła zaczęła prowadzić jednoosobowy dział PR: odpowiadała na listy, które przychodziły do Piłsudskiego. Policzyła, że w sumie było tych listów ćwierć miliona.
Wielbiciele Marszałka potrafili dzwonić do niej nawet w nocy. Zrobił tak pewien malarz, który pracował nad portretem Piłsudskiego i chciał się natychmiast dowiedzieć, jaki kolor oczu ma Marszałek.
W 1938 roku, trzy lata po śmierci Piłsudskiego, wydała poświęconą mu książkę "Ścieżka obok drogi", napisaną w formie pamiętnika, który zaadresowała do swoich bratanic. Nie wszystkim się spodobała. Niektórzy ganili ją za poufały ton. Z drugiej strony jednak była też jedną z najbardziej zaangażowanych osób w budowanie mitu Piłsudskiego. Po powrocie do MSZ jeździła po Europie z odczytami o budowaniu polskiej państwowości i roli, jaką w tym dziele odegrał Marszałek.
Czarownica
"Mam mówiącego ptaka, mam gadającą wodę, mam starego czarodzieja i dam ci go potrzymać za brodę" - napisała w wierszu "Czarownica.
Czarownicą nazywał ją poeta Bolesław Leśmian. Miało to związek z tak modnym w dwudziestoleciu międzywojennym spirytyzmem. Ta pasja połączyła ją ze słynnymi siostrami Marią Pawlikowską-Jasnorzewską i Magdaleną Samozwaniec.
"Wywoływano duchy zmarłych, pytano o swoje przyszłe losy, rozmawiano z duchami wieszczów narodowych, niektórzy wzywali Homera, inni Spinozę, o Barbarze Radziwiłłównie wypowiadał się duch Zygmunta Augusta, politycy i wojskowi (między innymi Józef Beck i Rydz-Śmigły) poznawali przyszłość, a po śmierci Piłsudskiego pytano jego ducha: co z tą Polską? "Według Magdaleny Samozwaniec w tych seansach chodziło nie tyle o duchy, ile o »erotyczny posmak tych posiedzeń«. Splecione dłonie, nastrój oczekiwania i ekscytacji, złączone pod stołem kolana powodowały bardziej dreszcz erotyczny niż grozy" – napisała Joanny Kuciel-Frydryszak w książce pt. "Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie".
Wiele lat później, w 1973 roku ukazała się płyta pt. "W innym lesie, w innym sadzie", na której znalazła się piosenka do wiersza „Czarownica" skomponowana przez Andrzeja Kurylewicza. Nagrała ją Halina Kunicka.
Na krążku był jeszcze jeden utwór z muzyką Kurylewicza do słów Iłłakowiczówny "Ostatnia próba": "Tylko jeszcze raz jeden przy tobie, rumieńcami gorąco spłonę, żeby sprawdzić, czy u ciebie - ratunek, czy na wieki wszystko stracone?".
Samotna
Gdy wybuchła II wojna, ewakuowała się do Rumunii. Do Polski wróciła w 1947 r. Ale to już był inny kraj. Chciała kontynuować karierę w MSZ, miała przecież świetne kwalifikacje, tyle że tam nikt już jej nie chciał. Dała ogłoszenie, że szuka pracy. Niektórzy uznali to za żart. W konsekwencji na krótko trafiła do poznańskich zakładów lniarskich jako sekretarka.
Długo tam miejsca nie zagrzała. Na życie zarabiała lekcjami języków, pisała, tłumaczyła. To wtedy powstał genialny przekład "Anny Kareniny" Lwa Tołstoja. Dziesięć lat przed śmiercią okazało się, że choruje na jaskrę i traci wzrok. Zmarła 16 lutego 1983 r.
O życiu osobistym Iłłakowiczówny wiadomo bardzo niewiele. Nie zachowały się żadne jej listy miłosne ani nigdzie nie zapisano plotek o romansach. Według jej biografki poetka dość wcześnie postanowiła, że przez życie przejdzie sama. W jednym z wykładów, które Iłłakowiczówna wygłosiła podczas II wojny w Rumunii, powiedziała, że "wyniszczyła w sobie wszystko, co jednostkowe i osobiste".