W imię walki o wielkie idee polska lewica oraz prawica przed 115 laty wzięły się za łby – bojowcy PPS oraz Narodowej Demokracji zaczęli wybijać się nawzajem w imię odzyskania niepodległości przez ojczyznę. A obserwujący to Rosjanie starali się przede wszystkim nie przeszkadzać.
Bratnia krew
– Przeciwko socjalizmowi wytężyliśmy wszystkie siły. Przyznać musimy, że w walce z socjalistami zmuszeni byliśmy przelać krew bratnią – usłyszeli ludzie zebrani 27 stycznia 1907 r. w ogromnej sali Filharmonii Warszawskiej. Punktem kulminacyjnym wyborczego wiecu Narodowej Demokracji było przemówienie Romana Dmowskiego, nazwane później "mową tronową".
Oficjalnie chodziło o zbliżające się wybory do II Dumy. Jednak mówca nie skupił się na sprawach związanych z rosyjskim parlamentem, do którego kandydował. Odnosił się do wstrząsów, których od dwóch lat doświadczały ziemie polskie, będące pod rosyjskim zaborem. Jego słowa o konieczności "przelewania krwi bratniej" zapamiętano, choć Dmowski niespecjalnie okazywał radość z faktu, iż na ulicach miast Królestwa Polskiego młodzi ludzie zabijali się w imię idei oraz strategii, jak najskuteczniej walczyć z zaborcami o niepodległość.
Głównym punktem odniesienia dla obu stron było powstanie styczniowe. Jego klęska przyniosła nasilenie postaw lojalistycznych. Mieszczanie, przemysłowcy, kupcy, ziemianie demonstracyjnie okazywali carowi lojalność. Chłopi pokochali Aleksandra II za likwidację pańszczyzny i uwłaszczenie w marcu 1864 r. Musiało minąć kilkanaście lat, by te nastroje zaczęły się zmieniać. W czym główny udział mieli pozytywiści. To im udało się wychować nowe pokolenie, dając mu – jak pisał w "Najnowszej Historii Polski" Władysław Pobóg-Malinowski – "fascynujący przykład odwagi w myśleniu".