Problemy z odbiorem naziemnej telewizji cyfrowej, które odcięły część widzów TVP od sygnału, wydarzyły się w wyjątkowo niekorzystnym momencie. Obraz gasł w weekend w trakcie lub tuż przed orędziem szefowej rządu. Kłopoty techniczne stały się sprawą polityczną. – Przed wystąpieniem i orędziem pani premier Beaty Szydło dziwnym trafem połowa Polski została dotknięta awarią i nasi obywatele nie mogli zobaczyć tego orędzia – grzmiał wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński do uczestników wiecu klubów „Gazety Polskiej”.
Prezes TVP Jacek Kurski skierował sprawę do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zaczęto też roztrząsać warunki, na jakich EmiTel od lat zarządza sygnałem telewizji naziemnej, a resort gospodarki morskiej poprosił jego władze o wyjaśnienie przyczyn przerw w nadawaniu sygnału (ta sama firma odpowiada za system łączności na morzu). Najmocniej całą sprawę oceniła poseł PiS Krystyna Pawłowicz, która zażądała, by EmiTel natychmiast zastąpić polską firmą. Tyle że sprawa wcale nie jest taka oczywista ani pod względem technologicznym, ani prawnym, ani tym bardziej finansowym.
Prezes EmiTela w rozmowie z nami przyznaje, że charakter awarii był bardzo nietypowy. – Dotyczyła ona tylko jednego multipleksu, z którego nadawane są jedynie programy TVP. Dlaczego sprzęt na jednym multipleksie zawiódł, podczas gdy na innych działał prawidłowo? To jest przedmiotem naszych analiz. Przekazaliśmy już wszystkie informacje do Urzędu Komunikacji Elektronicznej, na bieżąco współpracujemy z ABW. Dobrowolnie zgodziliśmy się też na audyt UKE – wylicza Przemysław Kurczewski. Prezes nie wyklucza nawet ataku cyberterrorystycznego. – Nie mamy obecnie podstaw ani do tego, by potwierdzić, że doszło do ataku hakerów, ani tego wykluczyć. Jesteśmy na etapie analizy zdarzenia – przekonuje.
Reklama
Kurczewski zastrzega jednak, że informacje o skali zdarzenia spółki odbiegają od tych przekazywanych przez TVP. Z mapek pokazywanych w telewizji wynikało, że problem dotyczy co najmniej 10 województw w południowej, zachodniej i północnej części kraju. EmiTel wskazywał na problemy głównie na Śląsku, w północnej Małopolsce, na Lubelszczyznie oraz w Płocku. Jego zdaniem awaria dotknęła około 12 proc. mieszkańców kraju. Problemy wynikły z desynchronizacji nadajników pracujących na tych samych częstotliwościach radiowych. Nieprawidłowo działało 11 spośród 137 obiektów nadających sygnał multipleksu z kanałami telewizji narodowej. Kurczewski zastrzega, że o awarii dowiedział się w sobotę wieczorem; TVP alarmowała, że problemy mieli już wcześniej – w piątek po godz. 21.
Ale dopiero w poniedziałek o awarii głównego i zapasowego systemu informatycznego poinformowała Polska Agencja Prasowa. Także w tym wypadku zawiadomiono ABW i Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. W innych instytucjach związanych z rynkiem telekomunikacyjnym nie odnotowano zwiększenia skali cyberincydentów. – Sygnał telewizji cyfrowej jako część systemu łączności jest wymieniany jako element infrastruktury krytycznej RP – mówi nam Mirosław Maj z Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń. – Operator takiego systemu ma obowiązek zadbać o jego bezpieczeństwo – dodaje. To dbanie zakłada współpracę między administracją a właścicielami obiektów, instalacji lub urządzeń infrastruktury krytycznej. Jej ogromna część znajduje się w rękach prywatnych.
Tak właśnie wygląda sytuacja z sygnałem telewizyjnym. Spółka EmiTel jest czołowym operatorem naziemnej infrastruktury radiowo-telewizyjnej. Jest też praktycznie monopolistą, jeśli chodzi o nadawanie sygnału naziemnej telewizji cyfrowej. Ale to nie oznacza, że rząd może mieć specjalnie znaczący wpływ na jej funkcjonowanie. – Inna sprawa to pozycja EmiTela jako spółki będącej operatorem sygnału. To, czy mogłaby trafić pod mocniejszy nadzór, zależy od tego, czy znajduje się na liście instytucji wysokiego ryzyka. Lista prowadzona przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa jest jednak niejawna – dodaje Mirosław Maj.
EmiTel regularnie wzbudza zainteresowanie rządzących. Spółka w 2002 r. została wydzielona z Telekomunikacji Polskiej, a dziewięć lat później sprzedano ją funduszowi Montagu Private Equity za 1,7 mld zł. Obecnie właścicielem EmiTela jest Alinda Capital Partners, amerykański fundusz specjalizujący się w inwestowaniu w spółki infrastrukturalne. Wedle nieoficjalnych informacji Amerykanie zapłacili ponad 3 mld zł. Argumenty, że tak ważna z punktu widzenia komunikacji w kraju spółka nie powinna być prywatna, pojawiały się już w przeszłości. Pomysły nacjonalizacji EmiTela także nie są nowe. W 2006 r. resort skarbu analizował możliwość wymiany akcji TP Emitel za 3,87 proc. akcji ówczesnej TP, które wtedy wciąż były w gestii Skarbu Państwa.
Okazało się jednak, że akcje TP stanowiły rezerwę reprywatyzacyjną i gdyby ministerstwo zdecydowało się na ich sprzedaż, musiałoby odprowadzić środki na fundusz reprywatyzacyjny. Zamiast tego EmiTel znalazł się więc na liście spółek o istotnym znaczeniu, wobec których Skarb Państwa miał prawo tzw. złotego weta i do których mógł wprowadzić swoich obserwatorów. Ale i z tej listy został wykreślony w 2010 r., dzięki czemu TP mogła go odsprzedać amerykańskiemu funduszowi. Ponownie trafił na tę listę pięć lat później, co nie spowodowało jednak drastycznej zmiany pozycji spółki. – Nie daje to władzom ani instytucjom państwowym prawa do ingerencji w sprawy firmy, jeśli nie mamy do czynienia ze stanem nadzwyczajnym lub klęską żywiołową. UKE może kontrolować jej działalność w ramach standardowych uprawnień – słyszymy od ekspertów z branży.