W swym eksperymencie uczeni posługują się dobrze znaną, choćby z supermarketów, technologią identyfikacji częstotliwości radiowych, w skrócie RFID (radio-frequency identification). Dyskretne metki RFID w formie niewielkich naklejek umieszczane są zazwyczaj na wszystkich produktach. Gdy tak oznaczony przedmiot zbliży się do specjalnej bramki, czujniki wykrywają go przy pomocy fal radiowych i zaczyna wyć alarm.

Reklama

Jednak to tylko jedno spośród licznych zastosowań tej technologii. Metki RFID wykorzystywane są w przemyśle do nadzorowania linii produkcyjnych albo na lotniskach do monitorowania bagażu. Dzięki temu, że można na nich zapisywać informacje, z ich pomocą da się ustalić, z której fabryki przyjechała dana paleta towaru.

W ten sposób technologię RFID wykorzystuje się w biznesie. Naukowcy z Uniwersytetu Waszyngtona chcą sprawić, by i zwykli ludzie mogli z niej korzystać.

"Co by było, gdyby czytniki RFID były wszędzie i wszystko miałoby metki RFID? Jakie są tego plusy i minusy? Co zrobić z wszystkimi tymi danymi?" - stawia kolejne pytania prof. Gaetano Borriello, wykładowca informatyki i technologii komputerowych na Uniwersytecie Waszyngtona.

Tego wszystkiego chcą się dowiedzieć uczestnicy projektu "Ekosystem RFID". Na jego potrzeby uczeni zaadaptowali liczący 5 tys. metrów kwadratowych budynek uniwersytecki. Zamontowali w nim ponad 200 czytników i zwerbowali 50 ochotników, którzy poprzylepiali do swoich ubrań oraz przedmiotów osobistego użytku metki RFID.

W ten sposób rozmieszczono łącznie tysiące chipów. Ze względu na masowe zastosowanie tej technologii koszt jednej metki wyniósł zaledwie 20 centów.

Dzięki tym niewielkim nalepkom, wszystkich uczestników eksperymentu, którzy w danej chwili znajdują się na terenie budynku, można precyzyjnie namierzyć za pomocą specjalnie do tego celu stworzonej aplikacji. Co więcej, ten inteligentny program, analizując zachowanie poszczególnych osób, jest w stanie wydedukować, co w danej chwili robią.

Reklama

Na przykład, jeśli ktoś przez dłuższy czas siedzi przy swoim biurku, to przy jego nazwisku pojawia się opis, że właśnie pracuje. Z kolei gdy dwoje ludzi mija się na korytarzu i przystaje na chwilę, system domyśli się, że ze sobą rozmawiają.

Dzięki wykorzystaniu tej aplikacji studenci kierującej projektem prof. Magdaleny Balazinskiej zawsze wiedzą, gdzie się ona aktualnie znajduje. Wystarczy, że zajrzą do komputera.

Jeśli ta technologia się upowszechni, to zniknie nie tylko odwieczny problem ze znalezieniem wykładowcy na uczelni, ale także ze zlokalizowaniem zgubionych kluczy, książki czy plecaka. Kiedy telefon komórkowy wpadnie nam za kanapę, wystarczy zadzwonić, by dowiedzieć się, gdzie jest. Z książką jest dużo trudniej. W przyszłości, by uniknąć tego problemu, wystarczy przykleić do niej metkę RFID.

Nie trzeba mieć nawet komputera, żeby skorzystać z opracowanej przez studentów aplikacji. Bowiem już powstała jej wersja na telefony komórkowe. Oznacza to, że gdy nagle, wsiadając do samochodu, uświadomimy sobie, że nie mamy przy sobie laptopa, wystarczy wyjąć komórkę, uruchomić program, wybrać właściwy przedmiot, a szybko uzyskamy informacje: komputer jest w twoim biurze.

Lecz potencjalnych zastosowań tej technologii jest dużo, dużo więcej. Jeden ze studentów napisał aplikację, która zebrane przez system dane zapisuje w Kalendarzu Google (calendar.google.com). "To idealny system archiwizujący, który zapisuje wszystko, co robiłeś przez cały dzień" – wyjaśnia Evan Welbourne, doktorant na kierunku informatyki i technologii komputerowych. "Możesz do tego zajrzeć dzień, miesiąc później i sprawdzić, co robiłeś tego dnia albo z kim spędzałeś ostatnio najwięcej czasu".

Jeszcze inna aplikacja, nazwana RFIDder, informuje, gdy któryś z twoich znajomych pojawi się na przykład w pobliskiej kawiarni. Użytkownicy mogą ustawiać sobie powiadomienia dla konkretnych osób i miejsc.

Program daje też możliwość automatycznego publikowania tych informacji w serwisie internetowym Twitter (twitter.com). Portal pozwala zakładać swoim użytkownikom blogi, na których piszą, co w danej chwili robią. W ten sposób uczeni chcą zobaczyć, jak dana grupa ludzi korzysta z tych internetowych narzędzi, czy uważają je za przydatne oraz czy modyfikują je stosownie do swoich potrzeb.

Oczywiście naukowcy zdają sobie sprawę, że opracowana przez nich technologia może budzić uzasadnione moralne obawy o utratę prywatności przez posługujących się nią ludzi. Jednak każdy jej użytkownik sam ustala, kto i na jakich zasadach może mieć dostęp do danych na jego temat. Poza tym nikt w końcu nie zmusza nas do przyklejenia sobie do ubrania metki RFID, tak samo jak nie mamy obowiązku noszenia przy sobie telefonu.

W końcu i on w pewnym stopniu ogranicza naszą prywatność. A mimo to większość z nas nie może się obyć bez komórki. A coraz większa liczba opisów w komunikatorach internetowych typu "jem obiad", "kąpię się" albo "śpię" dowodzi, że sporo osób zdecyduje się i na tę technologiczną smycz.