Opisany powyżej eksperyment to tylko jeden z tysięcy, które co roku przeprowadzane są z udziałem myszy. Te popularne gryzonie są niewątpliwie największymi przyjaciółmi naukowców - biorą udział w 70 proc. wszystkich doświadczeń laboratoryjnych na zwierzętach. Skąd to powodzenie? Myszy są niewielkie, tanie i łatwe w utrzymaniu, szybko się mnożą. No i przede wszystkim z genetycznego punktu widzenia bardzo przypominają człowieka.

Reklama

Myszy, tak jak i my, należą do gromady ssaków. A nasze ewolucyjne drogi rozdzieliły się 75 mln lat temu. Co ważne, przez ten czas ewolucja nie zdążyła w mysim DNA szczególnie namieszać. W 2002, kiedy odczytano genom myszy, okazało się, że z gryzoniem tym dzielimy 99 proc. materiału genetycznego. Oznacza to, że każdego z nas od Stuarta Malutkiego odróżnia - uwaga - tylko 300 genów. Odkrycie to potwierdziło, co i tak było wiadomo od XIX wieku - że w laboratorium bez myszy się nie obędzie.

Mysz, męczennica nauki

Laikowi z badaniami na myszach kojarzy się tradycyjny kołowrotek. I słusznie, bo mimo rozwoju nauki nie trafił on wcale do lamusa. Na przykład w zeszłym roku badacze z Rutgers University zafundowali myszom kawę, jogging w kołowrotku i przymusowe opalanie (w tej kolejności). Wykazali dzięki temu, że kofeina plus gimnastyka chroni przed szkodliwym promieniowaniem UV. A kogo chroni? Na razie tylko myszy.

Powyższy eksperyment to przykład mało nowatorskiego wykorzystania gryzoni. Przykładów odwrotnych jest bez liku. Jeśli chodzi o eksperymenty na myszach, wyobraźnia badaczy zdaje się nie mieć granic.

Również w zeszłym roku prof. Clinton Rubin ze Stony Brook University postanowił znaleźć nowy sposób odchudzania. Pod jego kierunkiem grupa gryzoni przez 15 tygodni spędzała codziennie kwadrans na wibrującej platformie. Ku radości badacza okazało się, że tak "wstrząśnięte" myszy są znacznie szczuplejsze od swoich niewibrujących towarzyszek.

Natomiast prof. Takeshi Yagi z Osaka University przez 30 minut poddawał gryzonie słabym impulsom elektromagnetycznym. Zrozumiałe zaniepokojenie myszy doprowadziło go do wniosku, że są one w stanie przewidzieć trzęsienie ziemi (którego nadejście zapowiadają niewyczuwalne dla ludzi zmiany w polu elektromagnetycznym naszej planety).

Reklama

W 2005 r. Mark Roth z Fred Hutchinson Cancer Research Centre w Seattle wykazał, że hibernacja jest możliwa nie tylko w filmach science fiction, ale też w rzeczywistości. Przynajmniej w przypadku myszy, które uśpiono siarkowodorem na 6 godzin, po czym bez kłopotu wybudzono.

O tym, że w sytuacji zagrożenia człowiek zrobi dokładnie to samo co mysz, przekonany był Caesar Saloma, profesor fizyki z University of Philippines. Dlatego by zbadać, jak zachowuje się tłum w panice, wybrał gryzonie. 60 myszy zamknął w basenie, z którego uciec można było tylko przez prowadzącą do wyjścia niewielką platformę. Okazało się, że myszy zachowywały spokój tylko wtedy, gdy otwór wyjściowy był wielkości jednej uciekinierki. Wtedy ustawiały się grzecznie w kolejce, czekając na swoją kolej. Natomiast gdy wyjście poszerzono, traciły zimną krew i wpadały w popłoch.

Najwięcej samozaparcia wykazał Steven Ramm, biolog z brytyjskiego Univeristy of Liverpool. Uczony ten pracowicie mierzył szczurom penisy. Udowodnił dzięki temu, że gryzonie hojnie obdarzone przez naturę mają więcej szans na udane podboje miłosne.

Badania na szczurach doprowadziły też do ciekawych wniosków na temat żeńskich zachowań seksualnych. Uczeni z kanadyjskiego Concordia University tak skonstruowali szczurze klatki, że to samice, a nie samce mogły decydować o liczbie i częstości zbliżeń. Okazało się, że panie, którym oddano kontrolę nad życiem seksualnym, wcale nie stronią od seksu, a nawet chętniej podejmują miłosną grę, drażnią i kuszą partnerów. Wnioski z tych doświadczeń próbowano nieśmiało odnosić także do innych ssaków, tradycyjnie zastrzegając, że „potrzebne są dalsze badania”.

Mysz na speedzie

Osobną grupę eksperymentów stanowią te, podczas których puszczano gryzoniom muzykę. Dziesięć lat temu zaobserwowano, że myszy, które słuchały utworów Mozarta, szybciej znajdowały właściwą drogę w labiryncie. Miało to potwierdzać istnienie tzw. efektu Mozarta, według którego muzyka klasyczna wspomaga u małych dzieci proces uczenia się.

Znacznie dalej posunęła się Jenny Morton z University of Cambridge. W 2001 r. badaczka ta zafundowała myszom odjazdową dyskotekę - gryzoniom wstrzyknięto metamfetaminę, a następnie wysłano na koncert Bacha lub zespołu Prodigy. Coś, co dla niektórych jest przepisem na udany wieczór, dla części myszy okazało się zabójcze. Spośród 40 melomanów na speedzie przy życiu pozostało 36 myszek. Muzyka Prodigy okazała się bardziej mordercza - w połączeniu z narkotykiem uśmierciła aż 7 myszy (z 40). Warto dodać, że po obuplikowaniu wyników swoich badań ich autorka została oskarżona o dokonywanie nieetycznych eksperymentów, a przez brytyjską prasę przetoczyła się dyskusja o niepotrzebnym dręczeniu laboratoryjnych zwierząt.

Mysz w kosmosie

Chociaż myszy w nauce postępują zazwyczaj o krok za naukowcami, zdarza się, że wysforowują się na czoło. Tak było w przypadku badań kosmicznych. Pierwszy gryzoń wzbił się do gwiazd już w 1948 r. na pokładzie rakiety V-2. W 1952 r. we wnętrzu rakiety Aerobee Amerykanie umieścili dwie białe myszki, Mildreda i Alberta. Gryzonie znajdowały się we wnętrzu obracającego się bębna, dzięki czemu w warunkach nieważkości płynęły swobodnie w powietrzu. Następnie pojemnik z myszkami oddzielił się od rakiety i na spadochronie spadł na Ziemię. Oba gryzonie zostały w ten sposób uratowane - co rzadkie w przypadku zwierząt podbijających kosmos.

Supermysz

Współczesne doświadczenia na myszach stanowią przede wszystkim eksperymenty genetyczne. Większość z nich to pozbawione finezji, metodyczne badania funkcji kolejnych mysich genów. Organizm myszy służy tu jako niewyczerpane poletko doświadczalne, a badania polegają zazwyczaj na tym, że grozoniom "wyłącza się" wybrane geny, by sprawdzić, co się wtedy stanie. Niekiedy kończy się to makabrycznie, niekiedy zabawnie - powstają myszy giganty, myszy kolorowe, myszy nagie lub z rosnącym na wszystkie strony futerkiem albo myszy świecące. Naukowcy z Case Western Reserve University w Cleveland wyhodowali nawet supermysz, zdolną w ciągu sześciu godzin przebiec 6 km z prędkością 20 metrów na minutę. Mysi Herkules jadł przy tym dwa razy tyle co zwykły gryzoń. Uczeni chwalili się, że jego ciało pracuje tak samo jak ciało Lance’a Amstronga zdobywającego na rowerze Pireneje.

Amerykanów pobili jednak Japończycy. Pół roku temu obwieścili prasie, że udało im się wyhodować mysz, która... nie boi się kota. Osiągnięto to, pozbawiając gryzonia genu odpowiadającego za rozpoznawanie kociego zapachu. Jako dowód uczeni przedstawili zdjęcia myszki tulącej się do biało-czarnego wroga. Historia ciekawych modyfikowanych genetycznie myszy osiągnęła w ten sposób swój kres, bo nic lepszego nie da się już chyba wymyślić.

Skazane na naukę

Czy jest szansa, że wraz z rozwojem nauki myszy opuszczą laboratoria? Obrońcy praw zwierząt biją się o to od lat. Jednak niewiele wskazuje na to, by byli bliscy sukcesu. Bez myszy naukowcy dreptaliby bowiem w miejscu. Dobitnie potwierdza to zeszłoroczny werdykt komisji noblowskiej, która Nobla z medycyny przyznała za... techniki manipulowania mysimi genami. W uzasadnieniu mogliśmy przeczytać, że „odkrycie zasad pozwalających na modyfikację genów u myszy (...) umożliwi poszerzenie naszej wiedzy o roli genów w rozwoju zarodka ssaków, fizjologii wieku dorosłego, procesie starzenia się i rozwoju wielu chorób”.

Jak widać, myszy jeszcze długo pozostaną ludzkimi królikami doświadczalnymi.