Przypomnij sobie, kiedy ostatni raz toczyłeś ognisty spór. Nieważne, czy była to kwestia polityczna, obyczajowa, czy coś prozaicznego. Z jednym zastrzeżeniem: przypomnij sobie spór, w którym adwersarz nie był - w twojej opinii - ignorantem. Czy nie wydało ci się zagadkowe to, że się z tobą nie zgadza? Twój oponent prawdopodobnie myślał o tobie w ten sam sposób.
Coraz chętniej zapisujemy się do obozów broniących "mojszej racji".
Jak zatem wytłumaczyć sytuację, w której osoby o podobnych kompetencjach dochodzą do odmiennych wniosków? Czy jedna strona ma po prostu rzecz lepiej przemyślaną? Albo wie coś, czego nie wiedzą inni? Takie wyjaśnienie to za mało. Wówczas wystarczyłoby, by jedna strona podzieliła się wiedzą z drugą - a doszłyby do porozumienia. Tak się nie dzieje - i w efekcie coraz chętniej zapisujemy się do obozów broniących "mojszej racji".
Weźmy więc głęboki oddech i odpowiedzmy sobie na pytanie, co tak naprawdę kształtuje nasze przekonania?