Premier mówił, że on jest gotów, choć właściwie nie chciałby. Jego ludzie mówili, że debata może być, ale i może jej nie być. Napisałem "chciałem", a chwilę później zobaczyłem na pasku w TVN24, że Jarosław Kaczyński taką debatę na piątkowy wieczór już zapowiedział. W tej sytuacji doradzałbym jedno - w tej kwestii niczego już nie zmieniać, bo inaczej łatwo będzie nabrać wrażenia, że premier jednak kręci. Doradzałbym też bardzo solidne przygotowanie się do tej debaty. Bo jeśli Jarosław Kaczyński ją przegra, a jest to absolutnie możliwe, przegra też wybory.

Reklama

Sugerowałbym też zastosowanie w debacie innych narzędzi niż wyłącznie cepy. Jeśli lider PiS-u chce uzyskać tych kilka ekstra punktów wykraczających ponad elektorat czysto PiS-owski, powinien w swym przesłaniu wyjść poza swe standardowe zaklęcia. Nie byłoby źle, gdyby stwierdził w debacie, że to i owo się nie udało, że jedno czy drugie stwierdzenie było może przesadzone. Udowodniłby w ten sposób, że jest zdolny do autorefleksji, a nawet autokrytycyzmu. Wątpiącym pokazałby, że nie muszą się bać czterech lat rządów PiS-u.

Dobrze byłoby też zakończyć szyderstwa z Donalda Tuska. Dlaczego? Bo jeśli w normalnej debacie jest remis, to nie ma problemu. Ale jeśli remisuje się z kimś, dla kogo demonstruje się pogardę, to już nie remis, ale porażka. A już pogardliwe teksty w debacie byłyby bardzo źle przyjęte. W polskiej polityce nie ma dużo klasy, ale manifestowanie jej braku, szczególnie w telewizji, robi fatalne wrażenie. A więc szacunek dla rywala. Poza tym uśmiech i autorefleksja, które nie wykluczają pasji. W jakich proporcjach? Pięćdziesiąt do pięćdziesięciu. Czyli mniej więcej w takich, w jakich uśmiech i pasja występują teraz w kampanii PiS-u. Tyle że musi to być koniecznie uśmiech ciepły, a nie uśmiech politowania. No i przydałaby się na koniec kampanii jakaś "silver bulet", pocisk, który trafiłby rywala w punkt, i to w momencie, gdy nie miałby on już czasu na reakcję.

Platformie doradzałbym sformułowanie jasnych odpowiedzi na proste pytania. Wyborcy tej partii chcieliby się w końcu dowiedzieć, czy POPiS jest możliwy, czy też jest już niemożliwy. Bo jak jest możliwy, to wielu z nich, tych o nastawieniu najbardziej antypisowskim, będzie wolało głosować na LiD. Warto byłoby też wyjaśnić, dlaczego warto głosować na PO, a nie na LiD. A odpowiedź ta powinna wykraczać poza stwierdzenie, że z matematycznego punktu widzenia głos na silniejszą w sondażach Platformę bardziej uderza w PiS niż głos na LiD. A więc jednak parę słów o programie, o podatkach, o służbie zdrowia, o emeryturach i rentach. To nie znaczy, że PO ma LiD miażdżyć, odsądzać od czci i wiary.

Reklama

W perspektywie zawarcia koalicji między tymi partiami nie byłoby to rozsądne. Wyraźne różnice podkreślać jednak jasno trzeba, bo w końcu na tym polegają wybory. Przyszedł też już czas, by na kilkanaście dni przed wyborami jasno powiedzieć, kto jest kandydatem Platformy na premiera. Zwlekano z tym od miesięcy i można zwlekać dalej, elektoratowi Platformy warto jednak wysłać sygnał, że jest on traktowany poważnie. Rada najważniejsza - debata, debata, debata z Kaczyńskim! Jeśli się ona odbędzie, będzie ważniejsza niż wszelkie konwencje, wiece i spoty.

Donald Tusk powinien po kilka godzin dziennie rozmawiać z wybitnymi specjalistami z różnych dziedzin, także od politycznego marketingu. Nie po to, by się konsultować. Powinni mu oni dać wielki wycisk i zadawać trudne oraz ostre pytania. Po to, by pojedynek z premierem był łatwiejszy niż sparingi. I tak jak w przypadku PiS-u, choć z innych względów. Uśmiech i pasja. Uśmiech, by nie sprawiać wrażenia desperatów. Pasja, by wyborcy nie mieli żadnych wątpliwości, że Platforma naprawdę chce wygrać. Bo głosuje się w takim samym stopniu na program, jak i na wolę zwycięstwa.

Co z LiD-em? Gdzieś ostatnio zniknął. Debata Kaczyński i Kwaśniewski już za nami. Bez ofensywy LiD z założenia będzie wypychany poza główną oś sporu PiS-PO. LiD powinien jasno powiedzieć, dlaczego rządy PiS-u były złe, dlaczego złe byłyby rządy POPiS-u, dlaczego warto głosować na LiD, a nie na PO. LiD powinien narzucić, a przynajmniej próbować narzucić jakiś temat debaty, dyskusji. Choćby na dzień, na dwa. W innym przypadku LiD wyląduje na marginesie tego co najważniejsze w kampanii, gdzieś w okolicach Samoobrony i PSL-u.

Debaty Kwaśniewskiego z Tuskiem może nie być, ale były prezydent musi być wszechobecny. I musi trochę wyjść ze swej skądinąd zrozumiałej roli byłej głowy państwa, a wejść w rolę fightera. Nie polecam środków dopingujących, ale poziom adrenaliny musi być większy niż teraz, bo LiD zatrzymał się w okolicach 15 procent, a bez ekstra wysiłku i manifestowanej pasji, może nawet o kilka punktów spaść.