EMILIA WEBER: Kiedy Nicolas Sarkozy obejmował przed rokiem urząd prezydencki, wydawał się doskonale do tego przygotowany, może jak nikt inny przed nim. Były minister spraw wewnętrznych obiecywał ożywienie martwiejącej francuskiej polityki. Tymczasem przez ten rok nic się nie stało. O Sarkozym i jego małżeństwach pisze prasa brukowa, ale reform politycznych nie widać. Czy to Sarkozy się zmienił, czy też opór materii okazał się tak wielki?

Reklama

EMMANUEL TODD: To dobre pytanie. Według mnie problem polega na tym, że Sarkozy prezydent coraz bardziej przypomina Sarkozy’ego ministra. Rok temu, na początku prezydentury wszyscy zastanawiali się nad jego poglądami. Zastanawiano się, czy jest gaulistą, neoliberałem, czy opowie się za odbudową stosunków transatlantyckich. Teraz nie ma to większego znaczenia. Wszystkie te pytania zeszły na drugi plan i zastanawiamy się raczej, czy jest przy zdrowych zmysłach. Przypomina mi to czasy zamieszek na przedmieściach, gdy Sarkozy minister dał o sobie znać jako awanturnik i agresywny prowokator.

W tamtym czasie francuska prasa chwaliła go za determinację i chęć działania. Mówiono, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, a jego ostra reakcja może zatrzymać kryzys.

Proszę pamiętać, że prasa jest niezwykle przychylna Sarkozy’emu. Moja opinia jest nieco inna, bo patrzę z perspektywy historyka. Jako minister spraw wewnętrznych musiał radzić sobie z jednymi z najpoważniejszych zamieszek w historii Francji. Sytuacja była porównywalna z majem 1968. Przedmieścia pogrążone były w absolutnym kryzysie, płonęły samochody, wprowadzono stan wyjątkowy. Doszło do tego, ponieważ Sarkozy nie potrafił zachować się w sposób odpowiedzialny. Obrażał manifestujących! Wysoki rangą urzędnik republiki obrażał najniższe klasy społeczne! Uważam, że wtedy właśnie pokazał swój kompletny brak kompetencji. Ale zgadzam się, że paradoksalne właśnie to zadecydowało o jego sukcesie w kampanii prezydenckiej. Ludzie byli przerażeni, a opinia publiczna zwróciła się ku prawicy. Sarkozy okazał się retorycznym piromanem i dzięki temu doszedł do władzy. Teraz robi dokładnie to samo, tylko na arenie międzynarodowej, więc sprawa jest znacznie poważniejsza. Jednocześnie znowu obraża obywateli, jak widzieliśmy to w lutym w czasie Międzynarodowych Targów Rolnych w Paryżu, kiedy prezydent zwymyślał mężczyznę, który nie chciał mu uścisnąć ręki.

Reklama

W czasie kampanii prezydenckiej często mówiło się, że jest dobrze przygotowany do rządzenia krajem. Jawił się jako polityk kompetentny. Wygrał debatę z Segolene Royale, bo pokazał, że ma receptę na odbudowę gospodarki.

Chodziło raczej o brak realnej konkurencji. Francja nie jest łatwym krajem do rządzenia. Sarkozy po prostu szybko wkupił się w łaski mediów. Jego kompetencja przejawia się w tak zwanej czystej polityce, która nie jest niczym innym, jak tylko dochodzeniem do władzy. Tak samo zresztą było w przypadku Chiraca. Obaj chcieli władzy, udało im się ją zdobyć, ale żaden nie wiedział dlaczego. Program Sarkozy’ego jest wyważony, a jednocześnie chce on reform strukturalnych, liberalizacji rynku pracy itd. Ale tego samego chcą też socjaliści! To samo planują także polscy politycy. Wszyscy teraz opowiadają się za takimi zmianami. Sakozy nie był w stanie wymyślić niczego ponad obowiązujący standard! Taka jest teraz dominująca tendencja polityczna. W swoim czasie chciał się też zwrócić ku francuskiej tradycji silnego państwa, chronić duże spółki państwowe. Bardzo dobrze! Ja całkowicie popieram taki program. Ale właśnie widzimy, że za tym nic nie stoi. Sarkozy nie ma pojęcia, jak wprowadzić plan w życie.

Prezydent prowadzi jednak dosyć dynamiczną politykę zagraniczną. Ciągle podróżuje, spotyka się z przywódcami państw, podpisuje kontrakty. Pracuje też nad swoim wielkim projektem – Unią Śródziemnomorską, której powstanie leży jak najbardziej w interesie Francji. Czy to właśnie nie jest realizowaniem programu?

Reklama

Unia Śródziemnomorska to temat zastępczy. Powiązania polityczne i gospodarcze Francji z północną Afryką są oczywistością, a ten projekt nie jest polityczną nowością. Przede wszystkim mamy już Unię Europejską, która ma się nie najlepiej. Do tej pory Europa tylko się rozrastała, wciąż nie wiedząc, czemu to ciągłe powiększanie się ma służyć. Wydawało się, że dołączanie kolejnych krajów jest sukcesem samym w sobie. Przez to Unia pogrążyła się w chaosie. Część krajów ma wspólną walutę, pozostałe nie, wspólna polityka gospodarcza nie istnieje. Ja nie widzę innego wyjścia niż powiedzieć sobie „dość”! Jest 27 krajów, to wystarczy. Należy się na nich skupić. Musimy określić wspólne cele, zbudować europejską gospodarkę, która sprostałaby konkurencji wyłaniających się potęg gospodarczych, takich jak Chiny czy Indie, i osiągnąć prawdziwą spójność. Takie są cele francuskiej polityki. Sprawa Unii Śródziemnomorskiej, dyskusje wokół rozszerzenia to sprawy, które w tej chwili wcale nie są ważne. Takie dyskusje mają tylko odwrócić uwagę od naszych wewnętrznych problemów. Dlatego bardzo się cieszę, że Angela Merkel powstrzymała projekt Unii Śródziemnomorskiej.

Mówi się, że podstawową zasługą Nicolasa Sarkozy’ego jest umiejętność zaprezentowania się w mediach. W jaki sposób udaje mu się przemówić do Francuzów? Czemu zawdzięcza przychylność dziennikarzy?

Postawa obywateli w krajach rozwiniętych poddaje się wyraźnej degradacji, a Sarkozy doskonale się w tym odnajduje. Mówię tu o agresji, wrogości i szeroko pojętej ciemnej stronie współczesnego indywidualizmu. W takiej rzeczywistości jego wady zdają się działać na jego korzyść. Jesteśmy świadkami wulgaryzacji dyskursu politycznego i duży jest w tym udział Sarkozy’ego. Obnosi się ze swoim życiem prywatnym. Wydaje mu się, że to forma emancypacji. Prezydent Francji sądzi, że ujawniając swoje sekrety, uwolnił się od ograniczeń osoby publicznej. To bzdura. Do tej pory nasze społeczeństwo nie interesowało się życiem prywatnym polityków, rozdzielano urząd i sprawy osobiste. Sarkozy na własne życzenie pozbył się prawa do prywatności. Jednak gdyby prezydent lepiej wykonywał swoje obowiązki, społeczeństwo mniej interesowałoby się jego małżeństwem.

p

Emmanuel Todd jest francuskim historykiem, demografem i socjologiem. Autor książki „La chute finale” (1976), w której wbrew powszechnie panującym opiniom zapowiadał upadek ZSRR. W 2003 r. wydał „Zmierzch imperium” (wyd. pol. 2004), światowy bestseller – manifest wyemancypowanej Europy prowadzącej swą politykę niezależnie od USA.