Najgłośniej będzie je słychać zza naszej wschodniej granicy. Rosja zapłaci za swoją arogancję, Ukraina za polityczny chaos i niezdolność do zbudowania normalnych struktur państwowych. Polska zaś doceni walory wizowego muru zbudowanego przez Schoengen.

Reklama

Moskwa do niedawna epatowała na prawo i lewo swoją potęgą, jej okręty wojenne po raz pierwszy od kilkunastu lat żeglują, na złość Ameryce, po Morzu Karaibskim. Putin nauczył Rosjan myśleć o sobie jako narodzie, któremu należy się specjalne traktowanie, snuł mocarstwowe wizje. Wszystko to pękło jak balon. Wystarczyły pierwsze perturbacje na rynkach światowych i załamanie cen ropy.

Rosja odnotowała właśnie 8-procentowy spadek produkcji przemysłowej, grozi jej 10-procentowe bezrobocie i wstrzymanie przyrostu PKB, nawet do poziomu zerowego. O ile rozwinięte gospodarki zachodnie zacisną pasa, ale przeżyją takie spadki, kraj Putina - nie. Rosyjski eksport to w miażdżącej większości surowce - głównie gaz, ropa i metale. Kryzys powoduje, że wielkie gospodarki świata kupują ich mniej niż zwykle. Tendencja ta utrzyma się przez długie lata, o ile nie utrwali na zawsze. Świat wyjdzie z kryzysu zmieniony, zreformowane zostaną nie tylko finanse, ale też gospodarki. Zachód zacznie oszczędzać, uruchomi aternatywne kierunki dostaw, postawi na odnawialne źródła energii. To cios w samo serce Rosji. Moskwa już teraz przejada swoje rezerwy walutowe. Optymiści twierdzą, że skończą się w 2012 roku, pesymiści, że już w 2009. Zapaść rosyjskiego państwa i społeczne bunty są jak najbardziej realną perspektywą. Rosjanie akceptują obecny reżim, dopóki pozwala im lepiej żyć. Samą ideą imperialną się nie najedzą.

Ukraina jest w jeszcze gorszej sytuacji. Nie ma ani rozwiniętej, zdywersyfikowanej gospodarki, ani surowców paliwowych. W przyszłym roku jej PKB może skurczyć się nawet o jedną czwartą. Ukraina nie posiada rezerw, które może rzucić na stół, by powstrzymać choć przez kilka miesięcy zjazd po równi pochyłej. Brakuje jej elit politycznych zdolnych zmierzyć się z kryzysem, mało tego - toczy ją nierozwiązywalny spór polityczny, nie dorobiła się nawet jednorodnej polityki zagranicznej ani silnej, wspólnej tożsamości łączącej wschód i zachód kraju.

Reklama

Od wschodu wieje chłodem. Tym razem nie jest to mroźny oddech starego czy odrodzonego imperium, ale powiew chaosu. Dziękujmy losowi za to, że w odpowiednim czasie zdążyliśmy wstąpić do Unii Europejskiej i strefy Schoengen, która wprawdzie odcina nas od naszych naturalnych sojuszników Ukraińców, ale zwiększa bezpieczeństwo w razie załamania za wschodnią granicą.