A co jeśli rząd będzie zgłaszał po kolei projekty przyznające pomostowe emerytury tym wszystkim, którzy od 1 stycznia mieli je dostać na mocy zawetowanej ustawy? A więc przykładowo górnikom, rybakom, tancerzom, niektórym kolejarzom. Czy prezydent tym razem skorzysta z prawa weta? Raczej nie, bo nie przywróci w ten sposób emerytur dziennikarzom, nauczycielom czy innej części kolejarzy. Czy więc górnicy, rybacy, tancerze, niektórzy kolejarze nie poczują ulgi? Pewnie tak.
Oba plany awaryjne rządu Tuska, jakkolwiekby je podważać, pokazują, w jaką pułapkę wpadł prezydent Kaczyński, korzystając w sprawie pomostówek z weta. Możliwe, że dziennikarze, nauczyciele lub inna część kolejarzy będą mu wdzięczni za to, że starał się uratować ich prawo do wcześniejszych emerytur. Kłopot w tym, że okazał się w tych staraniach nieskuteczny. Za to te grupy, którym rząd chciał nadal płacić wcześniejsze emerytury, mogą się poczuć wybawione z kłopotu na skutek fortelu ludzi Tuska.
Oczywiście, to było wliczone w logikę tej ustawy. Dziś doradcy Tuska mówią nam nieoficjalnie: "My wybawimy dziesiątki tysięcy ludzi, ale najpierw on (prezydent) poniesie polityczne koszty niepewności tych dziesiątków tysięcy. W takim rozumowaniu jest szczypta cynizmu. Jak w całej polityce."
Ale co w takim razie powiedzieć o postępowaniu polityka wetującego rozwiązanie, na które skazana była każda rządząca ekipa, które szykowali - tyle że według jeszcze ostrzejszych kryteriów - specjaliści od polityki społecznej w rządzie PiS?
Nie zakładam, że prezydent kierował się wyłącznie cynicznymi rachubami. Zawsze bliska mu była droga solidaryzmu wymuszanego przez słabnące dziś związki zawodowe. Wiele napisano o tym, że to koncepcja cokolwiek anachroniczna, w sytuacji gdy miliony ludzi nie szukają już osłony w związkach i mogą postrzegać emerytalne przywileje innych jako obciążenie dla siebie. Na dokładkę prezydent wpadł w legislacyjną pułapkę zastawioną przez rząd. O której wszyscy wiedzieli, jednak o której doradcy Lecha Kaczyńskiego jakby zapomnieli. Teraz on będzie się tłumaczył jako sprawca chaosu, a rządowi ratownicy w pocie czoła będą przywracali kraj normalności. Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało, i piszę to bez satysfakcji.
Nie byłoby tej pułapki, gdyby prezydent przyjął filozofię, do której od dawna go na tych łamach zachęcałem. Nawet Aleksander Kwaśniewski, choć kilka razy wetknął ekipie AWS - UW wyjątkowo dotkliwy kij w szprychy, pozwolił jej jednak przeprowadzić cztery wielkie reformy. Bo miała ona do tego wyborczy mandat. I dlatego że traktowanie całej polityki w kategoriach meczu może się obrócić przeciw tym, którzy taką zasadę stosują. Czasem opłaca się być wielkodusznym.
Strzelając sobie w stopę, prezydent podarował PO także inny prezent. Oto zajęta "ratowaniem kraju przed skutkami emerytalnego weta" będzie długo zwalniana z tłumaczenia się z innych zaniechań. Jan Rokita przypomniał wczoraj, a ja tylko z kronikarskiego obowiązku przypominam raz jeszcze: brak budżetu zadaniowego, reformy finansów z prawdziwego zdarzenia. Przykłady można mnożyć.
Gdyby Platformie pozwolono na reformę pomostówek, można by ją jutro, pojutrze spytać: a co z emeryturami mundurowymi? Co z sytuacją, gdy 45-letnie sekretarki dostają emerytalny prezent z budżetu państwa, bo mają policyjny etat? Kiedy tym zajmie się rząd w ramach walki z nieuprawnionymi przywilejami? Teraz spytać będzie trudno. Wszyscy zajmą się na długie miesiące awaryjnymi planami PO. Tak to prezydent okazał się najlepszym sojusznikiem znienawidzonego premiera.