Jadwiga Staniszkis w swoim dzisiejszym wywiadzie dla Dziennika wróży ciężkie czasy PiS. Archaiczna strategia Jarosława Kaczyńskiego ma prowadzić do marginalizacji tej partii. To z kolei powinno uruchomić proces rozpadu. Ci którzy nie chcą odchodzić z liderem na polityczną emeryturę, będą się przestawiać na inne ugrupowania, albo inicjować rozłamy. Aż wreszcie PiS stanie się nowym AWS. Pączkującym w postaci różnych grup politycznych i na końcu schodzącym ze sceny.

Reklama

Wcale nie jestem pewien, czy tak rzeczywiście będzie. W perspektywie paru lat może i tak - dla Kaczyńskiego sprawdzianem okażą się w ostateczności wybory prezydenckie 2010. Jeśli nie przeforsuje wyboru swojego brata, lub przynajmniej nie utrzyma pozycji liczącej się mniejszości, może się spotkać z oddolnym szemraniem. Ale wcześniej? Kryzys z jego nieobliczalnymi konsekwencjami może zabetonować kilkudziesięcioprocentowe poparcie dla tej partii nie mniej skutecznie jak wsparcie budżetowymi pieniędzmi jej struktur. Lider PiS zdolny jest do zręcznej demagogii, a kłopoty gospodarcze mogą też mocno nadwerężyć dziś jeszcze niczym niezagrożoną miękką charyzmę premiera Tuska. W takiej sytuacji bezpośrednim profitentem jest z reguły najsilniejszy rywal. A Kaczyński, nawet jeśli staroświecki i pogubiony, umie jak mało kto grać na emocjach.

Co więcej, PiS nie da się porównać z AWS. To prawda, partię tę drążą podskórne bakterie wzajemnych waśni, braku lojalności, wojen wewnętrznych, gry na siebie poszczególnych polityków czy personalnych koterii. Z drugiej strony jest to jednak całkiem solidny mechanizm powiązany polityczną rutyną, której AWS-owi, sztucznemu zlepkowi słabych ugrupowań, bardzo brakowało. W szczególności nie wierzę za bardzo w jakiś mityczny bunt młodych polityków tej partii, do którego pani profesor przywiązuje zbyt dużą wagę. Są oni na ogół (z paroma wyjątkami) karnymi wychowankami partyjnych młodzieżówek. Nawet jeśli odczuwają zaniepokojenie błędami prezesa, rzadko kiedy przejawiają większą samodzielność myślenia niż ich starsi koledzy.

Problem PiS niewątpliwie istnieje, ale dziś to lewica a nie partia Kaczyńskiego jest "chorym człowiekiem polskiej polityki", i to wbrew temu co pisze Staniszkis, z winy co najmniej po równo Napieralskiego i Olejniczaka. Gdyby się zaś głębiej zastanowić zarówno PiS jak i PO mogą się okazać za parę lat formacjami anachronicznymi. Jednak chronionymi na tyle mocno logiką systemu politycznego, że ich ewentualna erozja lub przemiana będzie kwestią raczej wielu lat niż kilku miesięcy.