Ja z racji wieku doskonale pamiętam czasy, gdy polskiego obywatela mogła spotkać taka oto sytuacja. Idziemy do knajpy. Zamawiamy i dostajemy. Mówimy kelnerowi: "ta sałatka jest nieświeża". A on nam na to: "Pan się awanturuje. Wzywam milicję". I czasem nawet wzywał MO.

Reklama

Coś takiego zdarzyło się Janowi Rokicie. I to nie w komunistycznej Polsce, a na kapitalistycznym Zachodzie. Naruszono kardynalny zwyczaj wolnorynkowej gospodarki, że wątpliwości tłumaczy się raczej na korzyść klienta niż firmy oferującej usługi. Mam świadomość, że linie lotnicze, korzystające z pozycji półmonopolisty, podeptały tę zasadę już dawno i po wielekroć. Ale przynajmniej w przypadkach drastycznych za klientem powinno się ująć państwo. To zaś w osobie policjantów uznało, że wystarczy, iż pilot podbechtany przez stewardesę wyrzuci kogoś, kto zapłacił za bilet, z samolotu, aby trzeba było ten wyrok bez szemrania i na dokladkę brutalnie wykonać. Jeśli tak, także kierowcy autobusów, taksówek i motorniczowie tramwajów, a również i właściclele sklepów i Bóg wie kto jeszcze, wszyscy ci ludzie mają prawo odmawiać nam usługi, za którą już zaplaciliśmy. Bo na przyklad krzywo na nich spojrzeliśmy. Albo nie podobał im się ton naszego głosu. Kwituję taki obyczaj krótko: nie o taki kapitalizm walczyliśmy.

Nie pisałbym tego może, gdyby nie podsłuchany dziś fragment debaty w Radiu Tok FM. Prowadzący Mikolaj Lizut i dwaj politolodzy uznali całą historię za dobrą okazję do kpinek. Lizuta rozumiem (co nie znaczy pochwalam): Rokita to polityk, który zalazł kiedyś za skórę Agorze. Trzeba więc korzystać z każdej okazji, żeby go wyśmiać i poniżyć. Ale politolodzy wydali mi się po prostu ludźmi reagującymi stadnie. Najbardziej zadziwił mnie niejaki profesor Wasilewski, który obwieścił, że takich satyrycznych przypadków są przecież setki, i to normalne. A tym zainteresowaliśmy się tylko dlatego, że dotyczył znanego polityka. Który oczywiście jego zdaniem zasługuje na wyśmianie, bo jego żona jest posłanką PiS.

>>> Przeczytaj komentarz Michała Karnowskiego

Reklama

Pomijając już kontekst polityczny (nie ma osób bardziej uprzedzonych politycznie niż bezstronni eksperci), to właśnie filozofia rodem z PRL. Skoro ekspedientka źle nas traktuje, a kelner bije po mordzie, to najwidoczniej tak musi być. Ja myślę dokladnie przeciwnie: może ten incydent z udziałem znanych postaci to okazja (przyznajmy wątła), aby zmienić obyczaje rozpanoszonej Lufthansy. Pod warunkiem, że nie będziemy sobie robili bezmyślnych śmichów chichów.

P.S. Kontekst uwag niemieckich policjantów na temat Polaków też bardzo mnie zaniepokoił. Zasada unijnego braterstwa nie może oznaczać, że nasi przyjaciele mogą nam powiedzieć i zrobić wszystko, a my bedziemy się gryźli w język.