Nie przypominam sobie, by tak szeroko komentowano słynny kłopot na liście wyborczej PO w Krakowie, gdy kandydatką znienacka została Róża Thun, a na trzecie miejsce spadł doskonały europarlamentarzysta Platformy Bogusław Sonik. Nie przypominam sobie, by przedmiotem licznych komentarzy i dywagacji na temat końca PO było umieszczenie na "jedynce" podkarpackiej listy PO Mariana Krzaklewskiego. I to mimo że posłanka Platformy Elżbieta Łukacijewska, o czym ćwierkały wszystkie wróble w Rzeszowie, od kilku lat szykowała się do tego, by zająć pierwsze miejsce.

Reklama

Nasza propozycja w wyborach do Parlamentu Europejskiego jest prosta i jasna. Kandydaci, których wystawiamy to ludzie, którzy będą realizować program PiS i gwarantują, że wizja rozumnego korzystania z tego, że jesteśmy w Europie, będzie kontynuowana. Nie można tego powiedzieć o listach innych partii, które bardziej przypominają Front Jedności Narodu niż jednolitą drużynę, która ma wspólny program. A wyborcy muszą wybrać, czy wolą głosować piosenkarzy, polityków z innej epoki, czy na ludzi, którzy rzeczywiście są gotowi pracować w Parlamencie Europejskim.