Inicjatywa niemieckiej prezydencji Unii Europejskiej w sprawie przyspieszenia prac nad traktatem europejskim jest dowodem na to, że ten projekt nie zmarł śmiercią naturalną wraz z negatywnym wynikiem referendum we Francji i w Holandii.
Jeszcze rok temu mogło się zdawać, że projekt eurokonstytucji zostanie zawieszony na lata. Unia potrzebuje jednak bardzo reformy swych instytucji. Nowy traktat europejski ma być prawnym filarem tych reform, będzie określał podstawowe zasady działania Unii.
Czy dokumentowi nadającemu ramy UE należy w ogóle nadawać nazwę konstytucji? Czy trzeba aż mówić - jak twórcy poprzedniej propozycji traktatu - że powinien być on "ryty w marmurze"?
Nie sądzę. Taki zasadniczy dokument ma być po prostu dobrym traktatem zawartym między państwami. Ze względu zaś na swą szczególną rangę w systemie dotychczasowych umów europejskich mógłby nosić nazwę traktatu podstawowego.
W Unii trwa już ożywiona debata dotycząca tego, jak wznowić reformę instytucji europejskich. Po jej zastopowaniu państwa UE znalazły się na różnych jej etapach.
Takie kraje jak Hiszpania czy Luksemburg zatwierdziły już poprzedni traktat. Jest jeszcze 16 innych państw, które przed kilkoma dniami w Madrycie jednoznacznie stwierdziły, że chcą traktatu europejskiego, takiego jaki został napisany przez konwent.
Z drugiej strony są i takie kraje, jak Republika Czeska czy Wielka Brytania, które odrzuciły traktat europejski, uważając, że po nieudanych referendach stracił swą aktualność. W tej sytuacji pojawia się zatem pytanie - jakie stanowisko powinna zająć Polska.
Najpierw deklaracja
Myślę, że na początek warto zająć się bardzo ważnym, zapowiedzianym przez prezydencję niemiecką dokumentem ideowym, jakim jest deklaracja berlińska. Czym ona jest? To dokument, którym pod koniec marca w Berlinie Unia uczci 50-lecie podpisania traktatów rzymskich zapoczątkowujących Wspólnotę Europejską.
Polacy oraz wysłannicy pozostałych 26 państw UE będą zastanawiać się wówczas, co powinno znaleźć się w tym zapisie.
A moim zdaniem powinniśmy dążyć przede wszystkim do tego, by określone zostały w nim podstawy dotyczące jedności Unii Europejskiej, a więc zakorzenienie jej w tradycji chrześcijańskiej i jednocześnie w najważniejszych doświadczeniach europejskiej wspólnoty, czyli chrześcijańskim średniowiecznym uniwersalizmie i w intelektualnym dorobku wieku oświecenia.
W berlińskim dokumencie powinien znaleźć się również zapis o tym, że 50 lat po traktatach rzymskich wyrazem największej siły UE było to, że w odpowiedzi na koniec zimnej wojny i obudzenie się do wolności zapoczątkowane przez Polskę mogła ona otworzyć się na nowych członków, zwłaszcza z krajów Europy Środkowej.
Jak reformować Unię
Gdy określimy już założenia deklaracji berlińskiej, a tym samym stworzymy filar przyszłego traktatu, wówczas możemy postawić pytanie, jak pracować nad samym jego tekstem.
Sądzę, że doskonałym pomysłem prezydencji niemieckiej jest to, by zjednoczyć wysiłki trzech kolejnych krajów prezydenckich - a więc natychmiastowe włączenie do prac Portugalii i Słowenii.
Można się także domyślać, że takie same ustalenia odbyły się między Niemcami a Francją. W taki oto sposób rysuje się więc kalendarz redakcji traktatu, według którego już w marcu, po ogłoszeniu deklaracji berlińskiej, powinna rozpocząć się intensywna praca nad tekstem.
Myślę, że dobrze by było, aby uproszczoną jego wersję przedstawiono jeszcze przed końcem roku. Wówczas bowiem istnieje możliwość, że już w roku 2008 zapadną odpowiednie decyzje i traktat zostanie ratyfikowany przez państwa członkowskie. Warto dążyć do tego, aby Unia Europejska do wyborów europarlamentarnych w 2009 roku reformy instytucjonalne miała już za sobą.
A co powinno być ich celem? W pierwszej kolejności Unia Europejska musi uzyskać wymiar polityczny. Paradoksem naszych czasów jest bowiem to, że UE jest olbrzymem ekonomicznym, ale karłem politycznym.
Między siłą zjednoczonej gospodarki a rangą w polityce światowej UE rysuje się ogromna rozbieżność. To sprawia, że należy zreformować sposób głosowania, zmieniając procedurę przyjętą w traktacie nicejskim przez ograniczenie prawa weta do nielicznych, niezbędnych sytuacji oraz do wprowadzenia procedury, w której siła głosu każdego państwa liczy się z uwzględnieniem jego potencjału demograficznego.
Trzeba umieć uzyskiwać najlepsze rozwiązania dla własnego kraju w granicach tego, co jest możliwe. Dlatego w moim przekonaniu rozwiązanie, które proponował traktat konstytucyjny, jak najbardziej powinno polskim interesom odpowiadać.
Wprowadzona ma zostać także funkcja ministra spraw zagranicznych Unii. Krytycy traktatu twierdzą co prawda, że wprowadzenie tego urzędu nie ma sensu - przynajmniej dopóki nie istnieje wspólna polityka międzynarodowa UE.
Praktyka integracji europejskiej wskazuje jednak, że postęp w niej dokonywał się wtedy, gdy powstawał mechanizm wyprzedzający rzeczywistość. Tak było przecież z decyzją o Unii monetarnej i stworzeniu własnego pieniądza. Tak też było z wolnym rynkiem, który rzeczywiście ogłoszono jako całkowicie wolny od granic celnych, ale w gruncie rzeczy wprowadzenie tej zasady trwało lata.
Oprócz wspólnej polityki zagranicznej, na czele której stanąłby minister spraw zagranicznych, ważne jest również wprowadzenie elementów wspólnej obrony europejskiej.
Co ważne, na obronność UE warto patrzeć także w kontekście reformy unijnych instrumentów polityki zagranicznej. Należy zacząć od sił szybkiego reagowania, których liczebność sięgałaby 70 tysięcy żołnierzy.
To oznacza rozpoczęcie w UE współpracy na taką skalę, jakiej w UE do tej pory nigdy nie było i która uchroniłaby nas od tak zawstydzających i kompromitujących sytuacji jak te, które miały miejsce na Bałkanach, chociażby podczas masakry Bośniaków w Srebrenicy, kiedy to ONZ odmówiła wielokrotnie przeprowadzenia ewakuacji ludności cywilnej, czy teraz - we wschodnich prowincjach Kongo, gdzie na oczach kilkuset bezczynnych ONZ-owskich żołnierzy, na skutek coraz bardziej chaotycznej wojny domowej, mordowane są tysiące kobiet i dzieci.
Kolejnym bardzo ważnym celem traktatu konstytucyjnego jest to, by zreformowane już instytucje europejskie działały skutecznie i sprawnie.
Dobrze by było, aby przewodnictwo w UE nie polegało na półrocznych układach prezydencyjnych, ale by pojawiła się funkcja przewodniczącego UE na określoną kadencję - najlepiej dwa i pół roku. Mógłby nim być na przykład przewodniczący Komisji Europejskiej - i takiego właśnie rozwiązania nie wyklucza obecny traktat.
Obywatele Unii muszą mieć głos
Reformy instytucjonalne bez wątpienia są bardzo istotne. Jednak sprawą równie ważną jest i to, by powstała rzeczywista przestrzeń dla funkcjonowania obywatela UE. Przestrzeń z prawami i obowiązkami.
Do praw obywateli europejskich powinna należeć nie tylko możliwość swobodnego przemieszczania się w obrębie UE, ale także wpływ na jej politykę.
W traktacie powinna znaleźć się zasada inicjatywy ustawodawczej obywateli - gdy pod danym projektem zostanie zebrany milion podpisów z kilku krajów UE, wówczas stanie się on inicjatywą legislacyjną w Unii, a i obywatel będzie czuł, że uczestniczy w tworzeniu polityki europejskiej.
Nowemu traktatowi europejskiemu powinna towarzyszyć też otwarta ogólnounijna debata. Uważam ją za bardzo ważny element tworzenia się UE.
Obywatele UE mają bowiem prawo wypowiedzenia się w głównych kwestiach, jakie traktat obejmuje. Potrzebne jest zatem referendum konsultacyjne, które w całej Unii przeprowadzone byłoby tego samego dnia, a jego rezultaty powinny być wzięte pod uwagę w ostatecznym etapie redakcji traktatu.
Pytania zatem nie powinny brzmieć: czy chcę traktatu konstytucyjnego, czy go zatwierdzam, ale czy rzeczywiście ja - obywatel UE - w mojej przyszłej Unii chcę wspólnej polityki zagranicznej, czy chcę wspólnej obrony, czy chcę takiej polityki solidarności, którą UE już prowadzi - myślę tutaj o funduszach strukturalnych czy o systemie stypendiów Erasmus - i czy chcę takiej polityki, której jeszcze nie ma - jak na przykład solidarność w sprawach bezpieczeństwa energetycznego i zaopatrzenia w gaz naturalny i ropę.
Dopiero po uzyskaniu odpowiedzi na takie właśnie konkretne pytania rządy i instytucje Unii Europejskiej powinny tworzyć ostateczną wersję traktatu.
Polska potrzebuje traktatu
W moim przekonaniu to właśnie my - kraj, który stoi przed szansą ogromnego skoku cywilizacyjnego, przy mądrym wykorzystaniu funduszy spójnościowych i strukturalnych, które nam Unia Europejska ofiarowuje - potrzebujemy UE spójnej, zintegrowanej i zdolnej do polityki solidarności.
Z pewnością główną korzyścią płynącą z tego dla Polski będzie to, że nasza suwerenność zostanie uwarunkowana układem z innymi krajami członkowskimi UE.
Historycznym dramatem Polski była jej polityczna samotność. W trudnych momentach zawsze brakowało nam sojuszników i przyjaciół. Mocna Unia z pewnością nie jest więc zagrożeniem dla suwerennych naszych praw, a wręcz przeciwnie.
Zreformowana Unia, oparta na silnych i sprawnych instytucjach, może także stworzyć szansę dla naszych sąsiadów, dla demokratycznej Ukrainy albo - a dzień taki przyjdzie - demokratycznej Białorusi. Wszystkie względy geostrategiczne, a więc dotyczące naszego interesu narodowego, przemawiają właśnie za tym, żeby reformy instytucjonalne UE zostały przeprowadzone.
Głos Polski w debacie, która właśnie teraz się rozpoczyna, powinien być głosem mocnym, choć pluralistycznym. Nie powinien być głosem tylko rządzących, ale także tych, którzy są rządzeni. Powinien to być głos, który określi perspektywę młodego pokolenia Polaków, dla których zreformowana Unia Europejska będzie - obok własnego kraju - tożsamością przyszłości.
Bronisław Geremek, były minister spraw zagranicznych
"Jeszcze rok temu mogło się zdawać, że projekt eurokonstytucji zostanie zawieszony na lata. Unia potrzebuje jednak bardzo reformy swych instytucji. Nowy traktat europejski będzie określał podstawowe zasady działania Unii"- pisze w DZIENNIKU Bronisław Geremek, były minister spraw zagranicznych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama