Zginął polski żołnierz w Afganistanie. To jednak nie koniec - wkrótce najprawdopodobniej będą następni. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że nadchodzi dla nas czas prawdziwej ogniowej próby. Nie dlatego bynajmniej, że sytuacja na afgańskim froncie znacząco się pogorszyła, ale z powodu nadchodzących wyborów w Polsce.

Reklama

Nasze wojsko pojechało do Afganistanu z jednoznacznie bojową misją. W ramach sił NATO mamy stawić czoła narastającemu ruchowi oporu organizowanemu przez talibów. To nie żadna stabilizacja, ale wojna. Jej celem jest pokonanie przeciwnika i ugruntowanie władzy obecnego rządu afgańskiego. Trzeba zatem liczyć się z tym, że nasz wróg sięgnie do wszelkich dostępnych środków, aby nas zniechęcić do dalszej walki.

A talibowie coraz częściej stosują metody sprawdzone w Iraku. Jedna z nich to podkładanie na trasach konwojów i patroli ładunków wybuchowych. W Iraku zdały egzamin na piątkę, są niewidoczne i przebijają każdy pancerz. Kolejna technika to bojowe testowanie przeciwnika. Polega na stosowaniu różnego typu ostrzału i obserwowaniu, jak atakowany reaguje. Raz patrole są ostrzeliwane z granatników, innym razem z broni snajperskiej, kolejnym - ataki ograniczają się wyłącznie do odpalania bomb przydrożnych, jeszcze kiedy indziej wybuch łączony jest z ostrzałem z karabinów maszynowych. Na każdą z takich sytuacji żołnierze odpowiadają zgodnie z wyćwiczonymi procedurami. Talibowie badają, która procedura ma luki, która jest najmniej skuteczna. Kiedy już zdobędą potrzebną im wiedzę, wykorzystują najsłabsze punkty.

Obecnie celem ataków są przede wszystkim siły niemieckie i włoskie, które nie mają mandatu do brania udziału w boju. Cel: pokazanie społeczeństwom tych krajów, że nawet jak ich żołnierze nie walczą, to i tak będą ginąć, ich misja jest więc pozbawiona sensu.

Polacy są w Afganistanie kimś nowym, dlatego teraz talibowie testują nas, stosując różne typy ostrzału. Nie miejmy złudzeń, pójdą za tym także operacje propagandowo-militarne mające skłonić Polskę do odwrotu, na przykład porwania naszych obywateli. Zarówno rząd, jak i talibowie wiedzą doskonale, że misja afgańska to nie wyprawa na rok czy dwa - Brytyjczycy przewidują zaangażowanie swoich oddziałów nawet przez 10-30 lat! W takiej sytuacji przeciwnik może nawet spróbować pokonać nas na naszym własnym podwórku. Udało się to przecież Al-Kaidzie w Hiszpanii, gdy w marcu 2004 roku wybuchy bomb w pociągach zmieniły preferencje wyborcze społeczeństwa. Wygrali socjaliści, którzy natychmiast wycofali wojska z Iraku.

Nie oznacza to, że mamy spodziewać się podobnego ataku Al-Kaidy w Polsce, ale może dojść do polowania na Polaków w Afganistanie. Bo im więcej zabitych, tym większa szansa na to, że misja afgańska stanie się ważnym elementem kampanii wyborczej.