Przykłady? Umowa gazowa z Rosją, która wbrew temu, co mówił jeden z kandydatów, w wymiarze handlowym została zaakceptowana już dawno. Kompromitacja ideologii liberalnej? Triumf społecznej gospodarki rynkowej? Naprawdę to wszystko nie jest takie proste. Podobnie jak kłopoty państw nadbałtyckich wynikające z powiązania kursów walut z euro. Nadmierny deficyt mylony z nadmiernym zadłużeniem. Świat ma dużo wyższy deficyt niż Polska? Ale jaki? G20? Wskażmy, co ta grupa realnie załatwiła. Panda - prezydent jest w stanie sprawić, by Włosi nie przenosili produkcji? Ciekawe, ale kompletnie nierealne. Przykłady można mnożyć.

Reklama

Obaj pretendenci do najwyższego urzędu w państwie sprzedali swoje programy w sosie potwornych ogólników w stylu „trzeba wspierać rozwój gospodarczy”, „trzeba rozwiązać problemy polskiej energetyki”. I Komorowskiemu, i Kaczyńskiemu niewątpliwie zależy na tym, żeby polski PKB rósł, a ludziom żyło się lepiej. OK., chce tego każdy polityk. Ale jak to osiągnąć? Jakie ustawy będą popierali bądź wetowali? Za jakimi rozwiązaniami się opowiadają? Wiem, że na kilka dni przed wyborami żaden kandydat nie powie, że konieczna jest np. podwyżka podatków. Jednak kampanijne rozwodnienie całkowicie zabiło konkrety.

Z wczorajszej dyskusji można było zrozumieć tyle, że publiczna dyskusja kręci się wokół prywatyzacji, służby zdrowia i KRUS. Kandydatom nie starczyło odwagi w jednej kwestii. Mianowicie takiej, żeby Polska wreszcie weszła do nurtu zmian, które ogarniają Europę. A polegają na tym, że kolejne państwa zastępują rozrzutność oszczędnościami, a życie na kredyt – reformami. I w dyskusji dotyczącej KRUS naprawdę nie chodzi o to, by dokuczyć rolnikom, lecz o to, czy państwo polskie stać na utrzymywanie takiego rozwiązania. Odpowiedź jest prosta: nie stać, co jakoś wczoraj usiłował zaznaczyć Bronisław Komorowski. I to mu należy policzyć na plus. Chyba, że chcemy żyć w państwie coraz mocniej zadłużonym i nie umiejącym sobie z tymi długami poradzić.

Wniosek, jaki można wysnuć z wczorajszej debaty jest tylko jeden: obaj politycy tkwią w blokach startowych. O gospodarce nie mają do powiedzenia nic ciekawego i własnego. W przypadku Bronisława Komorowskiego prowadzi to do niezbyt oryginalnego wniosku, że po prostu będzie realizował program PO. Co oznacza w przypadku Jarosława Kaczyńskiego? Być może mieszankę pomysłów PiS i dziedzictwa zmarłego brata. Oba te rozwiązania mają poważne wady: polityka PO to polityka obietnic, a PiS – polityka niejasności niebezpiecznie grawitujących w stronę kosztownych rozwiązań socjalnych. Tylko, by to wszystko wiedzieć, nie trzeba było męczyć się przez godzinę przed telewizorem.

Reklama