W ostatnich dniach toczy się gorąca debata publiczna nad modyfikacją systemu emerytalnego. W 1999 roku system w całości państwowy i oparty na repartycji, czyli finansowaniu emerytur z bieżących składek, został zastąpiony przez mieszany, państwowo-prywatny, z segmentem kapitałowym. Koncepcja takiego systemu była dla wielu specjalistów i polityków kontrowersyjna. Do jej zalet należą: wielostopniowość (repartycja i kapitalizacja, państwo i rynek), pozytywne bodźce ekonomiczne, pozytywne efekty makroekonomiczne (rynek kapitałowy, wzrost gospodarczy), a w dłuższej perspektywie – zapewnienie wypłacalności finansowej systemu emerytalnego.
W dyskusji przed wprowadzeniem reformy wypowiadałem się przeciwko wprowadzeniu tak dużego obowiązkowego segmentu kapitałowego. Rozwiązanie to miało dwie poważne wady. Utrzymany został duży zakres obowiązkowego systemu emerytalnego z wysoką łączną składką, co wpływa na koszty pracy i ogranicza rozwój dodatkowych dobrowolnych form zabezpieczenia. Uważałem, że lepiej byłoby zostawić dodatkowe zabezpieczenie decyzji ubezpieczonych. Od początku było też wiadomo, że reforma będzie się wiązała z wysokimi kosztami okresu przejściowego. Została jednak wprowadzona. OFE funkcjonują generalnie dobrze, spełniły się nadzieje, które twórcy tego rozwiązania z nim wiązali. Obecnie byłbym przeciwny ograniczeniu składki do OFE. System emerytalny to instytucja nastawiona na zapewnienie długookresowego bezpieczeństwa i nie powinno się dokonywać tak radykalnej zmiany rozwiązań, zwłaszcza że motywowana jest doraźną sytuacją budżetową i ma służyć załataniu dziury, zastępując potrzebne reformy. Skierowanie części składki z OFE do ZUS nie miałoby żadnego pozytywnego skutku dla finansów systemu emerytalnego w długim okresie ani dla wysokości świadczeń.



Aby świadczenia były wyższe, kluczowe jest podniesienie wieku emerytalnego. Nie ma żadnego uzasadnienia, by był on na tym samym poziomie co 20 czy 30 lat temu, bo teraz żyjemy dłużej i dłużej zachowujemy dobrą formę. Dobrze, że udało się rozwiązać problem wcześniejszych emerytur. To był dobry pierwszy krok, za którym powinny pójść kolejne. Nie tylko wyrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, ale podniesienie go dla obu płci.
Reklama
Należy podjąć kolejny trudny politycznie krok włączenia wybranych grup do systemu ogólnego. I wreszcie – o wyższe emerytury musimy zadbać sami, zabezpieczając się dodatkowo. Na istotniejsze zachęty finansowe ze strony państwa można realistycznie liczyć dopiero w pewnej perspektywie. Równolegle należy edukować opinię publiczną w zakresie znajomości zasad funkcjonowania systemu
Należałoby również wprowadzić obowiązek regularnego informowania ubezpieczonych, nie tylko tych przed emeryturą, o perspektywach ich dochodów z tytułu świadczeń emerytalnych.
A gdyby można zacząć od nowa, jaki powinien być idealny system? Moja odpowiedź jest taka: ograniczony obowiązkowy system publiczny, zapewniający powszechne minimum i emerytury powiązane ze składkami (mogłoby to być rozwiązanie zbliżone do naszego pierwszego filaru, z lepszym zabezpieczeniem minimum). Wiek emerytalny powinien być wysoki i jednolity dla wszystkich. Cała reszta mogłaby być dobrowolna, z zachętami finansowymi ze strony państwa.
Problem z każdą reformą emerytalną polega jednak na tym, że nie startujemy od zera. Dotychczas nabyte uprawnienia muszą zostać zrealizowane. To bardzo ogranicza pole manewru.