Ten film oraz 33. rocznica Porozumień Sierpniowych po raz kolejny uruchomiły dyskusję nad dokonaniami naszego laureata Pokojowej Nagrody Nobla i o nim samym. I to ona mnie zainteresowała (po raz kolejny z rzędu), bo potwierdza istnienie polskiego piekiełka – jak trudno pogodzić się z tym, że ktoś osiągnął sukces.
"Wałęsa jest oceniany na trzy sposoby. Jedni mówią: wielki fenomen, wódz i finezyjna walka. Inni, że Dyzma, człowiek z przypadku. A jeszcze inni, że przecież taki prostak, robotnik, nie mógł sam tego dokonać, że to bezpieka mu pomagała" – tak sam o sobie mówił Lech Wałęsa w wywiadzie, jakiego udzielił w ubiegłym tygodniu "Gazecie Wyborczej". Bardzo trafna diagnoza opinii krążących w społeczeństwie na jego temat. Zwykle te opinie się przenikają. Nic dziwnego, bo to zależy, czy patrzymy na działalność Wałęsy tylko jako byłego lidera "S", któremu udało się porwać tłumy i zmusić władze PRL do rozmów, co w finale przyniosło obalenie komunizmu w kraju i wejście na ścieżkę demokratycznego państwa ze wszystkimi tego plusami i minusami, czy też dokładamy do tego jego aktywność jako prezydenta Polski i w późniejszych latach aż do dziś. Tak się dzieje, że duża grupa Polaków nie umie oddzielić obu okresów. Więcej! Jako że Wałęsa znany jest z używania "ja, ja, ja" w odniesieniu do każdego wydarzenia, o jakim mówi – jakby nikt mu w tym nie doradzał i nie pomagał – ta grupa próbuje na wszelkie sposoby zdewaluować pozycję, jaką zdobył on do 1989 r. – Przecież nie zrobił tego sam. Więc dlaczego o innych nie wspomina, wręcz umniejsza ich rolę? – słyszę i czytam od lat. Co z tego, że często wymienia nazwiska osób, które w tamtym okresie szły z nim ramię w ramię. To za mało. Najlepiej by było, gdyby cała opinia publiczna i ta krajowa, i światowa, jednym tchem wymieniała całą listę, a nie samego Wałęsę. I żeby honory, jak Nagroda Nobla, czy odczyty w różnych krajach też przypadały wszystkim. Lista może być prezentowana, honory mogą być oddawane, ale tylko u nas, najlepiej podczas wspólnego świętowania kolejnych rocznic Porozumień Sierpniowych i 4 czerwca 1989 r. W tym kontekście dla świata ważny jest Lech Wałęsa. Dla nas też być powinien (i powoli się to dzieje). Dla mnie jest.
Tak się składa, że każdy duży ruch, bez względu na to, jak jest liczny, musi mieć swoją twarz, swojego przywódcę. To oczywisty banał, ale nie da się zaprzeczyć jego istnieniu. Liderem podczas Porozumień Sierpniowych z 1980 r. i twarzą zwycięzcy nad komunizmem jest Lech Wałęsa. Dlaczego on, skoro tysiące Polaków działało w opozycji do PZPR? – zadajemy sobie pytanie. Bo miał naturalny instynkt przywódcy. Bo nie bał się odpowiedzialności i skutków swoich posunięć. Bo intuicyjnie wybrał drogę negocjacji, a nie konfrontacji z władzą. Bo to zwykły robotnik, co było ogromną zaletą do 1989 r., ponieważ ówcześnie rządzący go lekceważyli (co potem stało się naczelną wadą w wolnej Rzeczypospolitej). Bo używał i nadal używa prostego języka, dzięki czemu umiał się porozumieć, z kim chciał. Bo wyczuł, że ma do odegrania szczególną rolę i jej nie odrzucił, lecz zaangażował się w nią, ile sił. Bo był i jest WIELKĄ OSOBOWOŚCIĄ. A że po roku 1989 r. nie umiał jej spożytkować w sferze publicznej, to osobna historia. Jak zauważył Andrzej Wajda w wywiadzie dla "Newsweeka": "To już jego prywatne sprawy".
Za tamtą działalność Lech Wałęsa odebrał dziesiątki orderów i odznaczeń w przeróżnych krajach: od Nagrody Nobla przez amerykański Prezydencki Medal Wolności i portugalską Wielką Kollanę Orderu Wolności po Medal UNESCO. Przyznano mu wiele wyróżnień i nagród w kraju. Jego imieniem i nazwiskiem zostały nazwane place i ulice m.in. w USA czy we Francji, a w Polsce – port lotniczy w Gdańsku. Stał się inspiracją dla muzyków, bohaterem książek i filmów. Pomnik ma na razie jeden – w alei Polskich Noblistów w Odolanowie. Ale na nie przyjdzie jeszcze czas, podobnie jak na kolejne ulice, ronda i place. Na razie możemy się cieszyć, że żyjemy obok niego. Denerwować się, gdy w zbyt ostrych słowach wypowiada swoje poglądy. Z pobłażliwością traktować jego próby powrotu do aktywnego życia politycznego. Z niedowierzaniem słuchać jego recept na uzdrowienie Polski. Podziwiać jego wciąż mocnego ducha rozmów (incydent z podawaniem lewej nogi potraktuję jako wypadek przy pracy). Zżymać się na jego nieskromność. I w tym wszystkim pamiętać, że dziś mamy różne wolności i prawa, w tym wolność słowa i prawo do głośnego krytykowania, również samego Wałęsy, dzięki temu, że umiał być przywódcą w odpowiednim czasie. Nikt mu już tego nie odbierze. Wałęsa jest tylko jeden.
Reklama