Ludzie z Krakowskiego Przedmieścia traktują siebie jako wyrazicieli poglądów znaczącej części społeczeństwa, mają poczucie bycia reprezentacją. To daje im rodzaj silnej tożsamości. Partycypują w tym samym systemie medialnym, odrzucając wszystkie inne traktowane jako zideologizowane. Dokładnie tak samo jak czytelnicy „GW”, którzy również mają poczucie swobody myślenia, wolności, którzy też czują się reprezentantami pewnej zbiorowości – tych oświeconych i nowoczesnych. Co gorsza, każdy typ dyskursu – czy ma charakter religijny, czy ekonomiczny – zostaje upolityczniony. Jeśli ktoś przedstawia siebie jako osobę wierzącą i praktykującą, co jest wyłącznie deklaracją uczestniczenia w rytuałach religijnych i subiektywnego stwierdzenia stopnia przynależności do wspólnoty katolików – przez większość obywateli zostaje uznany za przedstawiciela skrajnej prawicy. Na takiej samej zasadzie ktoś, kto deklaruje się jako ateista lub agnostyk, z automatu staje się lewakiem. Mechanizmy myślenia i etykietowania w tych dwóch zbiorowościach niewiele się różnią. Wystarczy poczytać polemiki na forach społecznościowych przedstawicieli jednej i drugiej strony – poziom agresji i hejtu jest identyczny, a umyka merytokratyczność z prowadzonej dyskusji.
"Nie uświadamiamy sobie, że przerzucenie części odpowiedzialności na instytucję lub społeczeństwo jest wyzbywaniem się wolności. Ale tak się po prostu wygodniej i spokojniej żyje" - mówi w rozmowie z DGP Marcin Zarzecki, socjolog, antropolog, wykładowca UKSW w Warszawie.
Marcin Zarzecki*: Nie widzę różnicy pomiędzy mechanizmami działania systemów demokratycznych i różnego rodzaju reżimów autorytarnych. Tak się składa, że w systemach totalitarnych mamy do czynienia z systemem przemocy fizycznej brutalnie karzącym całe kategorie społeczne, które nie chcą zaakceptować ideologii przekutej w doktrynę. A w systemie demokratycznym mamy dokładnie ten sam model narzucania dominującej ideologii, z tym że posługujemy się głównie przemocą symboliczną. Nacisk kładzie się na edukację i socjalizację, a nie na bezpośredni lęk i strach przed instytucjami mającymi monopol na stosowanie przemocy.
Piotr Szymaniak: Tak samo jak na poziomie mechanizmów nie ma różnicy pomiędzy czytelnikami „Gazety Wyborczej” i „Gazety Polskiej”?
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama