Skupili się na Meksyku. A w zasadzie na Meksykankach (dane na temat ich stanu zdrowia są pełniejsze, o mężczyznach wiemy mniej). Wynik badania jest następujący: według ekonomistów w latach 1988–2012 otyłość kobiet zwiększyła się w Meksyku znacząco. Głównie z powodu wzmożonego importu towarów spożywczych z USA. Wynika to wprost z analizy porównawczej zachowań konsumenckich. Te Meksykanki, które częściej sięgały po żywność wyprodukowaną albo przetworzoną przez firmy zza północnej granicy, przybierały na wadze znacznie szybciej. Zjawisko było szczególnie widoczne pośród biedniejszych klas społecznych. One kupowały więcej śmieciowego jedzenia ze Stanów. I właśnie tutaj plaga otyłości szerzyła się najszybciej. Dodajmy, że od czasu zawarcia układu NAFTA (strefa wolnego handlu między USA, Meksykiem i Kanadą) mniej więcej 80 proc. importu żywności pochodzi z Ameryki.
Autorzy tekstu nazywają to (dość przewrotnie, a nawet cierpko) nowym i zupełnie nieoczekiwanym „zyskiem” z handlu światowego. To przytyk do liberalnie nachylonych ekonomistów, którzy lubią podkreślać, że uwolnienie handlu międzynarodowego przyniosło biedniejszym uczestnikom wymiany rozliczne korzyści. Głównie dostęp do tańszych towarów oraz szerszy wybór niż w gospodarce zamkniętej. Według Giuntelli, Riegera i Rotunna trzeba do tego dodać jeszcze zysk w postaci... zyskania na wadze przez sporą część obywateli.
Oczywiście to nie jest żaden zysk. Tylko u Barei celnicy martwili się, że Stanisław Tym wwozi do kraju „cztery kilo obywatela mniej”. W rzeczywistości otyłość to poważny problem społeczny współczesnego kapitalizmu, a jednocześnie ogromny koszt dla państwa. Otyłość to więcej chorób, które trzeba leczyć, a więc i wyższe koszty zdrowia publicznego. Do tego mniej aktywnych obywateli zdolnych do pracy na sto procent potencjału przez cały okres zawodowej aktywności.
Wiedzą o tym nie tylko Amerykanie, lecz coraz lepiej również ich meksykańscy sąsiedzi. W latach 1980–2012 odsetek ludzi ze znaczącą nadwagą wzrósł w tym kraju z 10 do 35 proc. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) coraz częściej pokazuje, że otyłość rozprzestrzenia się szybko na całym globalnym Południu. W latach 1980–2008 jej poziom zwiększył się aż trzykrotnie. W roku 2014 szacowano, że w biedniejszych regionach mieszka już 62 proc. globalnej populacji otyłych. Ekonomista John Cawley nazywa to „żywnościową transformacją”, w ramach której dawne kraje rozwijające się przechodzą z jedzenia prostszego i bliższego ziemi na żywność przetworzoną. Rośnie spożycie tłuszczów zwierzęcych i cukrów. Globalne koncerny żywnościowe nie posiadają się z radości. To dla nich wspaniały interes. Dla mieszkańców i ich społeczeństw niestety dużo gorszy.
Tylko u Barei celnicy martwili się, że Stanisław Tym wwozi do kraju „cztery kilo obywatela mniej”. W rzeczywistości otyłość to poważny problem społeczny współczesnego kapitalizmu, a jednocześnie ogromny koszt dla państwa